100 lat pogoni za bogactwem Europy
Setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, to dobry moment na podsumowanie nie tylko wydarzeń historycznych, czy politycznych, ale także gospodarczych. Jak przez te wszystkie lata radziła sobie nasza gospodarka?
Jakie istotne zmiany pojawiły się w niej na przestrzeni tego okresu? Czy jesteśmy zamożniejsi niż byliśmy i jak wyglądamy na tle innych krajów? Bez wątpienia bilans jest dodatni, ale sprawdźmy, które lata z naszej historii są głównie odpowiedzialne za ten pozytywny wynik ostatnich 100 lat – pisze Julia Patorska, liderka zespołu ds. analiz ekonomicznych, Deloitte.
Korzystając z tego, że już wkrótce będziemy świętować 100-lecie odzyskania niepodległości, chciałabym przyjrzeć się tej okrągłej rocznicy z innej perspektywy. Ponieważ na co dzień nie sięgamy do statystyk obejmujących minione dziesięciolecia, a już tym bardziej wieki, warto czasem spojrzeć nieco dalej w przeszłość, aby dostrzec szerszą perspektywę. Naturalna tendencja do akumulacji bogactwa, czyli wzrostu PKB, popycha nas do przodu, ale pamiętajmy, że nie tylko my się rozwijamy i bogacimy.
Punkt wyjścia, czyli rok 1918
Rok, w którym odzyskaliśmy niepodległość był dla gospodarki bardzo trudnym okresem. W sumie, to ciężko mówić o gospodarce polskiej jako jednym bycie. Rzeczpospolita Polska składała się z bardzo różnorodnych obszarów, które pod względem rozwoju ekonomicznego i społecznego były w skrajnie różnych sytuacjach. W tym czasie całe terytorium kraju średnio generowało PKB per capita na poziomie nieco niższym niż 50 proc. poziomu notowanego w ówczesnej Europie Zachodniej. Obszary znajdujące się pod zaborem niemieckim były jednak dwukrotnie bogatsze, niż ziemie po pozostałych dwóch zaborcach.
Polska była biedna. Stan ten jeszcze pogłębiła, dopiero co zakończona, pierwsza wojna światowa. W gospodarce dominowało rolnictwo, bardzo zresztą słabe na tle innych krajów Europy. Z uwagi na wojnę duża część przemysłu została zniszczona lub przeniesiona za granicę. Rosnący deficyt budżetowy w pierwszych latach istnienia Rzeczpospolitej oraz nieodpowiedzialna polityka monetarna doprowadziły do hiperinflacji, która miała swoją kulminację w 1923 r. Ówczesne PKB per capita w Polsce jeszcze bardziej odbiegało od poziomu notowanego w krajach Europy Zachodniej. Dopiero zastąpienie dawnej waluty – marki polskiej – złotym, oraz wprowadzenie rządu fachowców, pozwoliły na powolne uporządkowywanie gospodarki w duchu kapitalistycznym, choć z dużym udziałem państwa. Nie podjęto się jednak istotnej reformy rolnej, która mogłaby istotnie zmienić sytuację społeczną.
Niestety, nie nacieszyliśmy się długo stabilnym wzrostem, bo gdy w 1929 r. świat kapitalistyczny ogarnął wielki kryzys, byliśmy wciąż jeszcze bardzo słabą gospodarką z etatystycznym zacięciem, co utrudniało szybkie wyjście z tej sytuacji. Popyt wewnętrzny został mocno ograniczony, a produkcja przemysłowa spadła niemal o połowę. Niewątpliwie Polska w dwudziestoleciu międzywojennym była krajem o słabej kondycji gospodarczej. Wciąż jednak pamiętamy o osiągnięciach tamtych czasów np. infrastrukturalnych – w postaci budowy Gdyni czy COP, a także tych instytucjonalnych, w tym powstania Banku Polskiego i wprowadzenia waluty, czyli złotego polskiego, którego używamy do dziś.
Lata wojenne
Słabość gospodarcza Polski była szczególnie widoczna w 1939 r. przekładając się m.in. na mizerne uzbrojenie naszej armii i klęskę wrześniową. Okres II wojny światowej jest trudny do jakichkolwiek porównań statystycznych z uwagi na ograniczony wówczas sposób zbierania danych. Co więcej, uzyskiwanie wartości było mocno zaburzone przez działania wojenne czy napędzanie wydatków publicznych zbrojeniami. Ogromne znaczenie miała również skala zniszczeń wojennych, które bezpowrotnie potrafiły zrujnować majątek wielu przedsiębiorstw, czy też zburzyć całe miasta i akumulowane w nich bogactwo. Choć statystyki notują dodatnie wartości PKB w wielu krajach, należy pamiętać, że dla ludności cywilnej, nie tylko w Polsce, te lata oznaczały ogromną biedę, głód i niewystarczające zaopatrzenie w towary codziennego użytku.
Czasy PRL
Łatwiej jest podjąć się analizy czasów powojennych, choć niewątpliwie można wyróżnić w ciągu tych ponad czterech dekad różne etapy rozwoju naszej gospodarki. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu społeczeństwa po wojnie szybko zaczęto odbudowywać kraj. W latach pięćdziesiątych udało się przekroczyć magiczną barierę 50 proc. PKB per capita notowanego w krajach zachodniej Europy. Co więcej, byliśmy wówczas bogatsi niż Hiszpania.
Niestety, model gospodarczy, który został Polsce narzucony w czasach powojennych, nie sprzyjał dalszemu ograniczaniu luki, która dzieliła nas od kapitalistycznych krajów zachodniej Europy. Rozwijaliśmy się relatywnie coraz wolniej. Gospodarka centralnie planowana, która nie wykorzystywała potencjału siły roboczej, z ograniczonym kapitałem, oparta na nieefektywnościach i niewykorzystująca naturalnych mechanizmów rynkowych, zaprowadziła nasz kraj w latach 80. na skraj bankructwa. W PRL-u powstał przemysł ciężki i wiele zakładów, które jednak nie zaspokajały potrzeb ludności, a jedynie potrzeby ZSRR, produkując maszyny i części uzbrojenia. Ówczesny przemysł lekki i usługi były jednak mocno zacofane. Ludność zmęczona niedostatkami odetchnęła dopiero w czasach Edwarda Gierka, które wielu tak rzewnie teraz wspomina. Niestety zapominamy, że tę chwilową poprawę sytuacji gospodarczej Polska dostała na kredyt, którego nieefektywnie działające państwo nie było w stanie spłacić. Lata 80. zamknęliśmy więc PKB per capita na poziomie niewiele przekraczającym 30 proc. wartości notowanych w krajach Europy Zachodniej. W tym czasie Hiszpania, którą w latach 50. i 60. przewyższaliśmy bogactwem, za sprawą otwarcia gospodarki po śmierci Franco, zdołała generować o 60 proc. więcej PKB niż Polska.
Cud transformacji
Zmiana polityczna, która nastąpiła po wolnych wyborach w czerwcu 1989 r., umożliwiła między innymi doprowadzenie do sterów gospodarki ekonomistów, którzy na żywym, a do tego konającym organizmie, dokonali niezwykle precyzyjnej operacji, przestawiając Polskę z powrotem na ścieżkę wolnego rynku. Kilkanaście ustaw, które zostały w rekordowym tempie napisane i uchwalone, umożliwiło zmianę modelu gospodarczego w zasadzie w ciągu jednej nocy, rozpoczynając tym samym 1 stycznia 1990 r. nowy okres dla polskiej gospodarki.
Początki były trudne. Wiele przedsiębiorstw państwowych nie potrafiło sobie poradzić na rynku, którym zaczęły rządzić nowe zasady i trzeba było konkurować o klienta, rynki zbytu oraz dostawców. Ruszyła lawina denacjonalizacji niewydajnych zakładów, otworzyła się możliwość tworzenia małych przedsiębiorstw opartych na własności prywatnej. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z krajami Wspólnot Europejskich, rozpoczęło drogę Polski do późniejszej Unii Europejskiej, która nie tylko politycznie, ale przede wszystkim instytucjonalnie i gospodarczo zmieniała nasz kraj. Rozpoczął się okres nieprzerwanego wzrostu gospodarczego Polski, który trwa do dziś. Jest to zjawisko niespotykane na skalę światową, które umożliwiło w końcu rzeczywiste doganianie najbogatszych krajów. Choć one również się rozwijają, średnie tempo wzrostu w Polsce pozwoliło nam osiągnąć już niemal 70 proc. PKB per capita krajów Unii Europejskiej.
Jaki jest bilans?
Gospodarka polska przeszła wiele przez 100 lat niepodległości: tragiczne w skutkach wojny nie pozwalały jej się stabilnie rozwijać, a model gospodarczy testowany przez ponad cztery dekady, który wyraźnie się nie sprawdził, doprowadził do bankructwa kraju. Światowe kryzysy gospodarcze także odbijały się na możliwości wzrostu. Mimo to, jednoznacznie można po 100 latach od uzyskania niepodległości powiedzieć, że jesteśmy krajem bogatszym, zarówno bezwzględnie jak i względnie. Stało się to, de facto, tylko dzięki ostatnim trzem dekadom wolnej gospodarki rynkowej i silnych instytucji państwa. Chcąc nadal utrzymać ten trend należy nie tylko dbać o te elementy, ale również ograniczać etatyzm i mądrze określać rolę państwa oraz dbać o dostęp zarówno do europejskich, jak i globalnych rynków.
Julia Patorska, lider zespołu ds. analiz ekonomicznych, Sustainability Consulting Central Europe, Deloitte