Apetyt dopisuje inwestorom
Inwestorzy postanowili zignorować dane, które przemawiają jednak za uporczywością inflacji i wypychają szanse na obniżki stóp w głąb przyszłego roku. Coraz większe anomalie widać w USA. Za to u nas początek karnawału.
Zapisy na obligacje PragmyGO i DL Invest, oferowane w ramach publicznych emisji inwestorom indywidualnym trzeba było zredukować o połowę. Wartość ofert nie była może spektakularna (odpowiednio 25 mln zł i 2,5 mln EUR), ale to kolejne emisje po marcowych ofertach Kredyt Inkaso i Olivii Fin., w których zapisy zredukowano. Inwestorzy indywidualni wracają więc na rynek, choć nie jest to jeszcze „owczy pęd”, który emitenci mogliby wykorzystać do obniżenia marż. Te pozostają względnie wysokie i satysfakcjonują też nabywców na rynku wtórnym – papiery z tegorocznych emisji utrzymują się powyżej nominału lub przynajmniej w jego pobliżu. Rosnąca popularność obligacji nie uszła uwadze emitentów, którzy nie mogą się doczekać odblokowania rynku instytucjonalnego. Prace nad prospektem zapowiedziała Victoria Dom oraz Ronson, a Dekpol już otrzymał wymaganą zgodę. Ofert więc nie zabraknie, a po wakacjach może być nawet tłoczno.
Z komentarzy przedstawicieli banków towarzyszących publikacji raportów kwartalnych przebijał się wspólny komunikat – marże odsetkowe osiągnęły maksymalny poziom. A to oznacza walkę o ich utrzymanie, zapewne najczęściej na koszt depozytariuszy. Dlatego możemy spodziewać się przepływu środków na rynek dłużny w kolejnych miesiącach, zwłaszcza, że trwa umocnienie obligacji skarbowych, co służy wynikom funduszy. A nic tak nie przyciąga inwestorów jak perspektywa wzrostów, które już się dokonały... Na koniec tygodnia rentowność dziesięcioletnich papierów spadła do 5,86 proc. (o dwadzieścia punktów w tydzień), do poziomu najniższego od dwóch miesięcy w cenach zamknięcia (o ile rzeczywiście tydzień zamknie się właśnie tu). Paliwa do zwyżek dały dane o inflacji, która, według wstępnego odczytu, spadła do 14,7 proc., ale uczestnicy rynku mają raczej świadomość, że jest to efekt statystyczny, a inflacja bazowa nie odpuści tak łatwo. Mimo że obecna rentowność dziesięciolatek jest już o 90 punktów niższa od stopy referencyjnej i mimo braku większych szans na obniżki stóp procentowych w tym roku, rynek rośnie, a rentowność spada.
Być może wyjaśnienia tego fenomenu trzeba szukać w USA, gdzie doszło do niecodziennej sytuacji. Jednomiesięczne bony skarbowe notowane są z rentownością w okolicach 4 proc. (przejściowo nawet 3,3 proc.), a trzymiesięczne kwotowane są w okolicach 5 proc. (czyli głównej stopy Fed). Interpretacji 100 punktowego spreadu na najkrótszych papierach jest wiele. Z pewnością nie chodzi o nadzieje na rychłe obniżki stóp. Być może pewną rolę odgrywają napływy do funduszy pieniężnych z szybko wycofywanych depozytów bankowych, ale najwięcej sytuacja wydaje się mieć wspólnego z lawinowo rosnącym kosztem CDS’ów na amerykański dług. Z pięciu punktów w lutym zrobiło się prawie 60 punktów, a to z kolei efekt cyklicznie powtarzającego się klinczu w Kongresie, który musi zaakceptować planowany wzrost zadłużenia przed wakacjami. Jednomiesięczne papiery są wolne od ryzyka technicznego bankructwa USA, a trzymiesięczne już się na to ryzyko załapują. Możemy jednak rozszerzyć skutki obaw inwestorów, którzy nie muszą przecież wybierać tylko między krótkimi i bardzo krótkimi papierami rządu USA. Równie dobrze mogą kupować aktywa zagraniczne, co tłumaczyłoby siłę rynków wschodzących, w tym indeksu WIG20, a także słabość dolara i sprzężony z nią spadek rentowności polskich obligacji.
Pytanie, jak w tej sytuacji powinni zachować się inwestorzy? Cóż. Najłatwiej uznać wzrost cen za równie tymczasowy, jak wszystko inne.
Emil Szweda, Obligacje.pl