Bez przełomu w notowaniach
Zmienność notowań obligacji wynika tym razem bardziej z emocji związanych z kondycją sektora bankowego niż z publikacji nowych danych czy decyzji banków centralnych. Obligacje o zmiennym oprocentowaniu prezentują się coraz korzystniej, również dzięki wyższym marżom.
Wobec stawek WIBOR utrzymujących się w pobliżu 7 proc. (nieco powyżej stopy referencyjnej NBP; to naturalna wysokość dla stawek WIBOR w oczekiwaniu na sygnały zmiany polityki pieniężnej) przyzwoite kupony oferowane przez korporacyjnych emitentów obligacji startują od 11 proc., ale częściej jest to 12 proc. i więcej. Dodatkową wartością jest tu odporność notowań na zmianę ryzyka stopy procentowej, ponieważ rentowność zmienia się wraz ze stawkami WIBOR, a nie z ceną obligacji, jak to jest w przypadku stałego oprocentowania. A i sama wysokość kuponów może śmiało konkurować ze stopami zwrotu z rynku akcji, gdzie za lepsze wyniki trzeba zapłacić sporą odpornością psychiczną na zmienność nastrojów, czego dowodem są ostatnie dni. W dodatku w porównaniu do stawek płaconych przez tych samych emitentów w emisjach sprzed roku czy dwóch, oprocentowanie rośnie także za sprawą podwyższanych marż, które mają przyciągnąć inwestorów. Zazwyczaj jest to wzrost o 50 – 100 punków bazowych, ale w minionym tygodniu Victoria Dom zaoferowała 7 pkt proc. marży, choć we wcześniejszych latach było to 5,5 pkt proc.
Ożywienie rynku pierwotnego, coraz mocniej widoczne, tworzy więc interesującą perspektywę zarówno dla inwestorów indywidualnych (zapisy zbierają Olivia i Kredyt Inkaso, a w kwietniu pojawią się kolejni chętni) jak i – wreszcie – instytucjonalni. Z tygodnia na tydzień przybywa firm, które zapowiadają przeprowadzenie emisji lub środki już pozyskały (np. Archicom) i to w – zdawałoby się – okresie niekorzystnym dla inwestycji w nowy dług, bo zmienność nie tworzy wymarzonych warunków.
Ale w ostatnich tygodniach zmienność oznacza wzrost notowań obligacji skarbowych, co z kolei przekłada się na stopy zwrotu funduszy dłużnych. Warto więc pamiętać, że 6 proc., którymi mogą pochwalić się najlepsze fundusze za ostatni rok, to mniej więcej tyle, ile dałby zakup obligacji opartych o WIBOR z zerową marżą. Zaś sam wzrost notowań obligacji z ostatnich dni niekoniecznie musi mieć wiele wspólnego z fundamentami gospodarczymi, jest raczej zapisem emocji inwestorów, którzy porzucają akcje – zwłaszcza sektora bankowego – na rzecz bezpiecznych przystani, a za takie uważają obligacje skarbowe. Im krótszy termin, tym ryzyko niższe, stąd m.in. spadek rentowności amerykańskich dwulatek o ponad 1,3 pkt proc. w zaledwie dwa tygodnie. Takiego tempa nie oglądaliśmy jeszcze nigdy.
Jak to zwykle bywa – przybyło komentarzy i opinii zachwalających zalety obligacji w okresie niepokoju i „tego miejsca w cyklu”. Jeśli banki centralne miałyby obniżać stopy procentowe, faktycznie hipotezy o nadchodzącym spadku rentowności mają oparcie w historii. W 2007 r. amerykańskie dwulatki też spadały z 5 proc., a droga do 0,1 proc. zabrała im cztery lata. Czy jednak ta historia rzeczywiście się powtórzy? Według wielu ekonomistów inflacja bazowa i presja na wynagrodzenia ma się świetnie, a banki centralne nie mogą polegać na intuicji komentatorów. Z kolei, jeśli przyjrzeć się wykresom amerykańskich obligacji skarbowych, to w ub.r. wybiły się one z hukiem z czterdziestoletniego trendu spadkowego (wzrostu cen), a długoterminowe czynniki takie jak odwrót od globalizacji, rosnące koszty zmian klimatycznych (zbiory), demografia (starzenie społeczeństw zachodnich), wskazują raczej na ryzyko wzrostu inflacji niż na szanse powrotu obligacji o ujemnych rentownościach. Chyba, że inwestorzy z rynku akcji naprawdę wystraszą się recesji i będą kupować obligacje bez względu na ich ceny. To też się czasem zdarza, nawet jeśli nie ma sensu.
Emil Szweda, Obligacje.pl