BREXIT według prezesa PZU SA
Problem zadłużenia oraz strukturalnego braku wzrostu gospodarczego w Grecji i innych krajach południa Europy może niebawem wrócić i wywołać szok porównywalny z Brexitem. – Sytuacja może się wymknąć spod kontroli. Musimy być na to przygotowani – uważa Michał Krupiński, prezes PZU SA, który ocenia jednak, że Polska jest najbardziej odporna ze wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej na możliwe problemy w Europie Zachodniej
Wojciech Surmacz: Dwa miesiące temu w wywiadzie dla „Gazety Bankowej” stwierdził pan, że nie ma wątpliwości, iż Wielka Brytania zagłosuje za Brexitem. Wychodzi na to, że był pan jedynym polskim finansistą, który to przewidział. Niestety powiedział pan wtedy również, że nadciąga globalna recesja i trzeba się do niej solidnie przygotować. Dlatego aż się boję zapytać, co będzie działo się dalej?
Michał Krupiński, prezes PZU SA: Na razie FED (System Rezerwy Federalnej, czyli bank centralny Stanów Zjednoczonych – przyp. red.) opublikował pozytywne dane o wzroście gospodarczym w Stanach Zjednoczonych i wszystkim się wydaje, że dzięki temu Amerykanie opóźnią u siebie podwyżki stóp procentowych. Z kolei europejskie banki centralne zadeklarowały, że będą dostarczać więcej płynności niż przed referendum w Wielkiej Brytanii.
Czyli będą grały na czas, drukując jeszcze więcej pieniędzy?
- Dokładnie tak. Poprzez działania tzw. luzowania ilościowego. Te działania powodują, że rynki akcji i obligacji są jeszcze w miarę stabilne, choć rozedrgane. Natomiast uważam, że nie powinniśmy przechodzić do porządku dziennego nad tym, że mamy poważny problem polityczno-gospodarczy w Wielkiej Brytanii. Za chwilę będziemy tam mieli być może recesję, wyceny części banków już spadły o połowę. Istnieje duże ryzyko, że niektóre banki brytyjskie będą miały poważne problemy.
Stracą płynność, będą niewypłacalne?
- Nie. Ale spowolnienie gospodarcze na pewno się niekorzystnie odbije na działalności operacyjnej niektórych europejskich banków. To może w ostateczności wywołać efekt domina i spowodować, że inne instytucje finansowe w zachodniej Europie mogą mieć problemy, co z kolei może przełożyć się na kryzys braku zaufania.
Co się wydarzy, jeśli te systemowe problemy rzeczywiście wystąpią?
- Rynek będzie coraz bardziej rozedrgany i nieprzewidywalny. Tym bardziej, że także w Chinach już widać „twarde lądowanie”, jeśli chodzi o gospodarkę. Chińczycy mają co prawda możliwość dewaluacji kursu walutowego oraz szybkiego dostosowania wymogów adekwatności kapitałowej dla banków, bo ich banki są ciągle dość konserwatywnie nadzorowane. Na to wszystko nakładają się jednak potencjalne ryzyka gospodarcze w Brazylii po igrzyskach olimpijskich. Ta coraz większa, globalna niepewność jutra już powoduje, że na całym świecie odwoływane są debiuty spółek i poważne inwestycje. Praktyka pokazuje, iż w tej sytuacji wystarczy czasem jedno nieprzewidywalne wydarzenie, żeby wywołać poważny kryzys globalny o charakterze psychologicznym podobny do tego, który wystąpił blisko 10 lat temu.
Taki kryzys mogą wywołać wybory w Stanach Zjednoczonych?
- Być może, ale raczej nie. Proszę nie zapominać, że w dalszym ciągu mamy bardzo poważną sytuację polityczną w Europie: referendum we Włoszech, możliwe w Szkocji, spekulacje odnośnie do powtórzenia wyborów w Austrii, czy bardzo silne poparcie dla partii, które mogą dążyć do referendów w Holandii i we Francji. Zatem z punktu widzenia gospodarki i percepcji inwestorów istnieje duże prawdopodobieństwo, że będziemy mieli kilkuletni proces poważnego ścierania się poglądów dotyczących przyszłości Unii oraz jej poszczególnych państw członkowskich. To będzie powodować zawirowania rynkowe z przełożeniem na gospodarkę realną w scenariuszu pesymistycznym.
Jak to „przełożenie” może wyglądać?
- Będzie testowana spójność rynków europejskich oraz strefy euro.
W sensie spekulacyjnym?
- Tak. Na takiej samej zasadzie jak była testowana nie tak dawno strefa euro podczas „awantury” i kryzysu w Grecji. Niektóre kraje będą dostawały bardzo wyraźny sygnał z zewnątrz, że znalazłyby się w lepszej sytuacji, gdyby były poza strefą euro. Spodziewam się ryzyka wyjścia ze strefy euro właśnie Grecji czy na przykład innych krajów południa Europy. Całe szczęście Polski to nie dotyczy.
I co wtedy? Przecież banki centralne nie mogą w nieskończoność drukować pieniędzy?
- Na to pytanie nikt dzisiaj nie potrafi odpowiedzieć. Nie ma nawet teoretycznych podwalin pod to, jak z takiej sytuacji wychodzić. Aż 56 proc. światowej gospodarki ma aktualnie stopy procentowe bliskie zeru lub poniżej zera. To sytuacja bez precedensu. Jak dyskontować koszt kapitału? Przecież ujemnych stóp procentowych nie można dyskontować. Jak banki centralne będą wychodzić z tej polityki?
Może trzeba szukać źródeł tego problemu?
- To niczego nie zmieni. Wszyscy wiedzą, że ten problem się wziął ze zbyt dużych oszczędności i zbyt małych inwestycji w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Największe korporacje amerykańskie i zachodnioeuropejskie siedzą na miliardach dolarów gotówki i nie realizują inwestycji. Problemem jest też to, że tam nawet zwykli ludzie zbyt dużo oszczędzają i zbyt mało inwestują.
Odwrotnie niż w Polsce.
- Tak, choć w Polsce problem braku mocnych inwestycji przedsiębiorstw także istnieje. Jestem optymistą, jeśli chodzi o polską gospodarkę. O ile nie wystąpi problem o charakterze globalnym, fundamenty wzrostu w Polsce są mocne, Polska jest najbardziej odporna ze wszystkich krajów Europy Środkowo-Wschodniej na możliwe problemy w Europie Zachodniej, a przełożenie problemów np. Wielkiej Brytanii jest ograniczone. Na pewno pozytywny wpływ ma już program 500+ rządu pani premier Beaty Szydło. O tym mówią wszystkie raporty analityków gospodarczych, z którymi się zapoznałem.
A PZU jak przeżyło referendum w Wielkiej Brytanii?
- W PZU przeszliśmy przez pierwszy etap po Brexicie dobrze. Przygotowaliśmy się do tego wydarzenia, założyliśmy konserwatywne pozycje, wyszliśmy z najbardziej ryzykownych aktywów.
Na przykład z jakich?
- Na przykład ograniczyliśmy ekspozycję na akcje przed Brexitem. Ciągle też analizujemy, w co inwestować. Myślimy o inwestowaniu w obligacje korporacyjne polskich firm oraz inwestowaniu w infrastrukturę, wspierając plan Morawieckiego. Na bazie Alior Banku, który jest w Grupie PZU, i po przejęciu Banku BPH kontynuujemy plan repolonizacji polskich banków, licząc na to, iż więcej właścicieli zagranicznych banków w Polsce będzie chciało sprzedać banki w Polsce. Jesteśmy gotowi do rozmów.
Pana zdaniem polski system bankowy jest przygotowany na te wszystkie wstrząsy?
- Myślę, że tak, choć jest pytanie o charakter potencjalnego kryzysu. Jeżeli to będzie kryzys gospodarek wschodzących, to jest duże ryzyko wahań kursu walutowego. To może być dobre dla eksportu, gorsze dla konsumpcji i kredytobiorców. Pytanie, co będzie dalej z ustawą frankową? Całe szczęście to nas nie dotyczy, bo Alior, z którym jesteśmy powiązani kapitałowo, nie ma ekspozycji na franki, BPH też został kupiony bez franków. Natomiast jeśli chodzi o inne banki, to można założyć, że te zagraniczne będą bardziej skore do wychodzenia z Polski, zatem repolonizacja banków może nabrać tempa.
A ten ostatni manewr Mateusza Morawieckiego z OFE? To też forma zabezpieczenia naszego rynku przed zewnętrznymi wstrząsami?
- OFE w aktualnym kształcie po prostu nie mają sensu. Przecież nikt dzisiaj nie ma komfortu, żeby mieć ekspozycję na akcje notowane na giełdzie. Dlaczego moje oszczędności mają być uzależnione od tego, czy ktoś przekonał Brytyjczyków do wyjścia z UE i związanej z tym reakcji rynkowej? Bez sensu.
Czyli logiczny, dobry ruch wicepremiera?
- Zdecydowanie tak. Nasza giełda jest przecież bezpośrednio uzależniona od zmienności rynków globalnych. A ja nie chcę, żeby moja emerytura zależała od kursu juana czy od możliwego kryzysu w Brazylii. Portfel oszczędnościowy musi być zdywersyfikowany. Tym bardziej, że mówimy o oszczędnościach emerytalnych w Polsce, która ma najniższą stopę oszczędności długoterminowych w UE. Oszczędności Polaków powinny być reinwestowane w konkretne działania, napędzające całą gospodarkę. Im większe oszczędności, tym większe inwestycje.
Dlatego uważam, że Plan Budowy Kapitału i pomysł przeniesienia OFE do trzeciego filaru jest bardzo dobry. Pod warunkiem, że to będzie powiązane też z jakąś formą obligatoryjności wejścia w ten trzeci filar. Wtedy w perspektywie 10 lat będzie można pozyskać kilkaset miliardów dodatkowych oszczędności. Zobaczymy, jakie szczegóły przedstawi minister rozwoju. Sama idea jest bardzo dobra dla Polski i dla PZU. Uważam, że mamy bardzo dużą rolę do odegrania w tym programie, dlatego przedstawiliśmy swoje propozycje. Mamy sześć milionów klientów w ubezpieczeniach grupowych na życie, możemy im oferować produkty o charakterze oszczędnościowym i już widzimy bardzo duże zainteresowanie.
To już element nowej strategii PZU, którą chcecie niebawem ogłosić?
- Bazujemy na strategii przedstawionej w marcu, która opiera się na trzech filarach. Pierwszym jest przywrócenie pozytywnego trendu wynikowego poprzez lepszą sprzedaż i redukcję kosztów o 20 proc. w ciągu trzech lat. Drugim jest wzrost poprzez sprzedawanie większej liczby lepszych produktów ubezpieczeniowych klientom. Po trzecie stawiamy na innowacyjność i mamy ambicje, aby być najbardziej innowacyjną firmą ubezpieczeniową. Szczegóły przedstawimy jeszcze w lipcu.
Co zamierzacie redukować w pierwszej kolejności?
- Na pewno koszty administracyjne. Szukamy wzrostu w lepszym wykorzystaniu naszych kanałów sprzedaży. Oferujemy nowe produkty, w tym takie, których do tej pory nie mieliśmy w ofercie. Towarzystwo Ubezpieczeń Wzajemnych, które niedawno założyliśmy, świetnie się sprawdza w tej roli. Mamy już pierwsze podmioty, które przystępują do naszego TUW-u. Podpisaliśmy właśnie umowę z PGE. W ten sposób jesteśmy w stanie docelowo zwiększyć przypis składki o 1 mld zł. No i mocno stawiamy na inwestycje. Chcemy ten niepewny czas na rynkach maksymalnie wykorzystać i stać się największym podmiotem zarządzającym aktywami w Europie Środkowo-Wschodniej. Plan Morawieckiego na pewno nam w tym pomoże.
Rozmawiał: Wojciech Surmacz, redaktor naczelny "Gazety Bankowej"