Dwie twarze prezydenta USA
Prezydent Trump ma dwie twarze, przynajmniej z perspektywy rynków finansowych. Inwestorzy tak przyzwyczaili się do tej dobrej, że zapomnieli o nieobliczalnej i populistycznej stronie prezydenta. Ten zaś szybko wziął się za nadrabianie zaległości.
Po spokojnym początku tygodnia nastroje rynkowe zaczęły się systematycznie pogarszać i to pomimo publikowanych bardzo dobrych danych oraz pomimo bardzo wyważonego wystąpienia nowego szefa Fed, który starał się nie zmącić rynkowego spokoju. W takiej sytuacji nie trzeba wiele, aby doprowadzić do bardziej nerwowych reakcji, można zatem rzec, że decyzja Trumpa została ogłoszona w wyjątkowo złym momencie. Chodzi o deklarację wprowadzenia 25 proc. cła na importowaną stal i 10 proc. na aluminium. Rynek odczytał to jednoznacznie – wojna handlowa i w reakcji zobaczyliśmy mocne spadki na giełdach, osłabienie dolara i umocnienie japońskiego jena oraz franka.
Nie ma wątpliwości, co jest motywem poczynań Trumpa. Mierząc się z różnymi mniejszymi lub większymi aferami największą szansą na podbudowanie poparcia społecznego nie jest racjonalna polityka ekonomiczna a to, co przyniosło mu wygraną – czyli populistyczne hasła o tym, jak USA są okradane na arenie międzynarodowej i jak należy to zmienić. Stany Zjednoczone potęgą w produkcji stali były 50 lat temu. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło, najpierw prześcignięte przez Japonię już na początku obecnego tysiąclecia musiały uznać dominację Chin. Jednak na przestrzeni ostatnich 17 lat produkcja w Państwie Środka wzrosła 6-krotnie, podczas gdy w USA stopniała o 20 proc. Jednocześnie USA jest zdecydowanie największym importerem stali na świecie. Łatwo zatem zbudować teorię o wykorzystywaniu Amerykanów i postawić wolny handel w złym świetle. Szczególnie, że mocny popyt w USA sprawia, że po wyeliminowaniu wpływu energii (gdzie sytuacja USA poprawia się ze względu na rewolucję łupkową) deficyt handlowy rośnie do nieobserwowanych wcześniej poziomów. Oczywiście wielu ekonomistów odradziłoby administracji Trumpa tę drogę. Łatwo domyśleć się, że cła na import metali skończą się nie tylko wyższą inflacją, ale także retorsjami ze strony Chin. USA powinny raczej szukać przewag w dziedzinach, gdzie są konkurencyjne, a nie ratować tradycyjny przemysł, gdzie dawno straciły przewagę kosztową. Jak jednak zaznaczyłem, nie argumenty ekonomiczne odgrywają tu pierwszorzędną rolę.
Czy zatem polityka prezydenta Trumpa będzie iskierką, która wywoła większy pożar na rynkach? Nie można tego wykluczyć. Choć prezydent wielokrotnie chełpił się wzrostami na Wall Street, uznając je za swoją zasługę, zyski notowanych w USA firm rosły w ostatnich latach w dużej mierze dzięki globalnej ekspansji. Jeśli ograniczenia w handlu zaczną pojawiać się lawinowo, z pewnością uderzy to w globalną gospodarkę. Tymczasem na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy inwestorzy koncentrowali się właściwie jedynie na pozytywnych aspektach – wysoki wzrost, niskie stopy procentowe, cięcia podatkowe itd. Wreszcie, eskalacja barier handlowych oznaczałaby wzrost presji inflacyjnej, czyli elementu, który w lutym zaczął budzić rynkowy niepokój.
Wracając do bieżących wydarzeń w dzisiejszym kalendarzu mamy raczej drugoligowy pozycje w postaci wskaźnika Uniwersytetu z Michigan w USA czy kanadyjskiego PKB. Będzie to oznaczać, że rynki tym bardziej skoncentrują się na kwestiach politycznych. Wzrost niepewności oczywiście nie służy złotemu i widać to już w notowaniach. O 8:55 euro kosztuje 4,1927 złotego, dolar 3,4189 złotego, frank 3,6387 złotego, zaś funt 4,7061 złotego.
Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB