Giełdowe niedźwiedzie dochodzą do głosu
Na światowe parkiety giełdowe zawitały bolesne wspomnienia z początku roku. Indeksy w USA i Azja zanurkowały, a skala spadków jest największa od lutego.
Powodów silnej przeceny amerykańskich spółek i jeszcze większych spadków na azjatyckich parkietach jest kilka. Jednym z nich, podobnie jak to miało miejsce na przełomie stycznia i lutego, są wysokie rentowności amerykańskich obligacji sprawiające, że inwestycje w bardziej ryzykowne aktywa takie jak akcje są mniej atrakcyjne. Dodatkowo wyższe koszty zadłużania się są również przeszkodą w rozwoju spółek, który w ostatnich latach napędzany był w dużej mierze tanim pieniądzem. Jednak teraz swoje trzy grosze dołożyły obawy o konsekwencje konfliktu handlowego między Stanami Zjednoczonymi i Chinami, który na początku roku nie był brany pod uwagę.
Konkretniej rzecz ujmując zapalnikiem przeceny mogły być ostrzeżenia, które spółki wydały odnośnie raportów finansowych w rozpoczynającym się właśnie sezonie wyników. Amerykański Fastenal poinformował, że skutkami konfliktu handlowego są wyższe ceny co negatywnie odbije się na marżach spółek. Dodatkowo, francuski LVMH przyznał, że Chiny są teraz bardziej skrupulatne w egzekwowaniu reguł celnych. Amerykańscy oficjele nie przejęli się jednak zbytnio całą sytuacją. Sekretarz skarbu Steven Mnuchin stwierdził, że to jedynie korekta, a od strony fundamentalnej gospodarka Stanów Zjednoczonych wciąż jest mocna. Z kolei Donald Trump, pomimo wyraźnych ostrzeżeń ze strony wyżej wymienionych spółek, nie powiązał kwestii handlowych z obecną sytuacją. Prezydent USA stwierdził, że konflikt na linii Pekin-Waszyngton nie odbija się negatywnie na gospodarce i winą za obecny stan rzeczy obarczył Rezerwę Federalną po raz kolejny podkreślając, że amerykański bank centralny za szybko podnosi stopy procentowe.
Niemniej jednak, pomimo negatywnego wpływu wojny handlowej, który obecnie obserwujemy sytuacja może się jeszcze pogorszyć. Ostatnie pogłoski sugerują, że w najnowszym półrocznym raporcie dotyczącym rynku walutowego amerykański Departament Skarbu może oficjalnie nazwać Chiny manipulatorem walutowym. Ma to oczywiście związek z ostatnim osłabieniem się juana. Amerykańscy oficjele w ostatnim czasie często wyrażali opinie jakoby miało być to celowe działanie ze strony władz chińskich w celu poprawy konkurencyjności. Taka wzmianka w raporcie byłaby oczywistym zaostrzeniem retoryki w obecnym sporze i mogłaby doprowadzić do jego eskalacji, co mogłoby się przełożyć na dalsze spadki na parkietach giełdowych. Do potencjalnej, celowej dewaluacji juana odniosła się dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. Lagarde stwierdziła, że porównując juana do koszyka walut osłabienie się chińskiej waluty wcale nie jest takie duże i wzrost kursu USDCNY, który tak chętnie przytaczają w swoich wypowiedziach amerykańscy politycy, może mieć związek nie tyle z dewaluacją juana, co z umocnieniem się dolara.
Po spadkach na Wall Street i w Azji europejskie indeksy giełdowe otworzyły się zdecydowanie niżej. Pomimo, że w dzisiejszym kalendarzu makroekonomicznym znajdziemy takie wydarzenia jak publikacja protokołu z ostatniego posiedzenia EBC o 13:30 czy odczyt amerykańskiej inflacji CPI za wrzesień o 14:30 to tematem numer jeden najprawdopodobniej pozostaną giełdy i wpływ wojny handlowej na wyniki spółek. Co ciekawe, z całej sytuacji obronną ręką wychodzi polska waluta, która zyskuje w stosunku do wszystkich głównych walut. O godzinie 9:23 za dolara płacimy 3,7351 złotego, euro kosztuje 4,3135 złotego, a frank i funt notowane są po odpowiednio 3,7790 i 4,9307 złotego.
Filip Kondej, analityk rynków finansowych XTB