Grzegorz Szulczewski: W pułapce dobrych chęci
AUTOR: dr Grzegorz Szulczewski
Na naszych oczach urealnia się alternatywa dla wspieranej przez elity wizji społeczeństwa otwartego i obywatelskiego
Czasami myślę sobie, że wszystko wydaje się tak zwariowane, że nawet… zaczyna się mi podobać! Tak przynajmniej szepcze kuszący głosik pogodnego katastrofizmu. Odpuścić wszystko, zaszyć się w sferze prywatności i tylko cieszyć się nadchodzącą wiosną.
Nie ulegając jednak tej pokusie, stale ponawiam próby zrozumienia, jak to możliwe, by politycy niemieccy pozwolili sobie na sentymentalizm pod postacią kultury gościnności? Spowodowało to wędrówkę ludów, której dalekosiężne skutki trudno przewidzieć. Takie pytanie dręczy mnie i nie daje, niestety, spokoju. Przyczyny muszą tkwić naprawdę głęboko, skoro budzące zdziwienie zachowanie było powszechne i trwało tak długo, że do Europy dotarło z górą milion ludzi.
Coraz bardziej umacniam się w przekonaniu, że wypływają one z dosłownego oczarowania ideą społeczeństwa otwartego. Składa się ono z jednostek wyzwolonych z więzi wspólnotowych, mobilnych, a więc niezwiązanych z tradycją i regionem oraz kultywujących indywidualizm prowadzący do silnego wspierania mniejszości. Tym, co łączy tak zatomizowane zbiorowisko jednostek są humanistyczne wartości, z tolerancją jako cnotą główną. To ona, swoiście pojęta, leżała u podłoża zarzuconej idei multi-kulti, od której krok do wprowadzanej w sposób nieograniczony kultury gościnności, a ta właśnie uruchomiła lawinę…
Społeczeństwo otwarte nie posiada w sobie mechanizmów selekcji, wyznaczania granic, w tym stawiania czoła procesom dezintegracyjnym. Jest ono otwarte na wszelkie nowości z całą swą naiwną, godną lepszej sprawy szczerością i entuzjazmem. Bowiem kultura w tym przypadku nie stanowi filtru pozwalającego na przyjęcie tylko tego, co nie prowadzi do zatracenia własnej tożsamości.
W czasach społeczeństwa otwartego głośna staje się też idea społeczeństwa obywatelskiego. Obywatele samoorganizują się poza ruchami politycznymi, poza swoimi przynależnościami społecznymi, wreszcie poza państwem w kampaniach inspirowanych przez organizacje pozarządowe (NGO), by wspierać wcielanie w życie wartości społeczeństwa otwartego.
Na naszych oczach urealnia się alternatywa dla wspieranej przez elity wizji społeczeństwa otwartego i obywatelskiego. To idea wspólnoty związków. Opiera się ona na odniesieniu do tradycji, pełnieniu określonych ról i na doświadczeniu „bycia u siebie”.
Kiedy pojawiają się inicjatywy chroniące bezpieczeństwo, a szerzej tożsamość lokalną, dochodzi do konfliktu zwolenników społeczeństwa otwartego z wyznawcami wspólnoty związków. Protestujących w Niemczech nazywa się terminem Wutbürger. Dla zwolenników idei społeczeństwa otwartego Wutbürger to „po naszemu” pieniacz, warchoł. Zarzuca mu się najgorszy grzech, a mianowicie powrót do plemienności, czy też współcześnie – do nacjonalizmu. Apeluje się do jego poczucia wstydu i wzywa do poszanowania „wartości europejskich”, które według zwolenników społeczeństwa otwartego mają być zagrożone. Cóż, dla zwolenników wspólnoty związków Wutbürger to po prostu oburzony obywatel, bijący na alarm w obronie tożsamości!
Jeśli na chwilę weźmiemy w nawias nasze przekonania i sympatie polityczne, będziemy w stanie dostrzec ogólny problem społeczny, wyrastający ponad konflikt światopoglądowy: zderzenie z jednej strony eksperymentowania, wprowadzenia i prób nowych strategii z potrzebą zachowania stabilności, odwołania do tradycyjnych ról i zadań.
Może ułatwi nam to też zrozumienie rebelii, jaka szykuje się wśród lokalnych, spółdzielczych banków i kas wobec polityki EBC, walczącego z załamaniem wzrostu gospodarczego w UE. Pompowanie kredytów zmuszające banki do obniżania ich oprocentowania dla klientów i tym samym zjawisko znikającej marży, z której dotąd żyły banki spółdzielcze, prowadzi prostą drogą do ich upadku. Aby przetrwać, musiałyby zacząć prowadzić ryzykowne przedsięwzięcia spekulacyjne. Tego jednak nie chcą, a i też nie są w stanie konkurować na tym polu z dużymi bankami. Do tego dochodzi fala regulacji spowodowana zabezpieczeniem przed sytuacją, jaką spowodowały właśnie te duże banki. Komplikuje ona działania małych banków, uniemożliwiając im spełnianie tradycyjnej swej roli. To wszystko powoduje wspomniane już protesty. Teraz nie tylko obywatele są oburzeni, ale wychodzi na to, że również banki, które na wiosnę w Niemczech zapowiadają jednodniowy strajk generalny.