Inflacja w Polsce u progu 16 proc.
Ceny konsumenckie były w czerwcu aż o 15,6 proc. wyższe niż rok wcześniej. W relacji do maja podniosły się o 1,5 proc. Tak jest już piąty raz w tym roku. Wysoka inflacja pozostanie z nami co najmniej do końca roku.
Niemal na całym świecie przez rynki finansowe przechodzi prawdziwe tsunami. Zawirowania wywołuje przede wszystkim wymykająca się spod kontroli i zaskakująca praktycznie w jednym kierunku inflacja. By ją stłamsić, banki centralne ostro podnoszą stopy procentowe, a to wywołuje popłoch na rynkach akcji i obligacji.
Podwyżki stóp zdają się nie robić wrażenia na inflacji
Nie inaczej dzieje się w Polsce, gdzie RPP, w reakcji na skoki cen, podniosła w drugim kwartale stopy procentowe o rekordowe 2,5 pkt proc. Na dwóch poprzednich posiedzeniach podwyżki miały wymiar 75 punktów bazowych i wiele wskazuje, że taki ruch zostanie powtórzony w przyszłym tygodniu. Wywindowałoby to poziom stóp procentowych w naszym kraju do 6,75 proc. Ostatnio z tak wysokimi stopami mieliśmy do czynienia pod koniec 2002 r.
Mimo tych prób stłamszenia dynamiki cen, w minionych miesiącach rosną one w naszym kraju w tempie nigdy dotąd nienotowanym. Wyjątkiem był luty, gdy w życie weszła rozbudowana wersja rządowej Tarczy Antyinflacyjnej. Niestety, reguła jest inna i sprawia, że za podstawowe dobra w kolejnych tygodniach płacimy coraz więcej. Czerwiec z rekordowym odczytem 15,6 proc. to już czwarty z kolei miesiąc z dwucyfrowym wzrostem cen w ujęciu rok do roku. Prognozy na dalszą część roku nie są pod tym względem pomyślne.
– Choć presja cenowa swoje apogeum powinna osiągać w rozpoczętym dziś kwartale, to dynamika inflacji przybierać będzie wartości dwucyfrowe jeszcze przez wiele miesięcy i na koniec roku może wynosić około 13 proc. – szacuje Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Ważne to, co dzieje się wokół, ale własne podwórko nie bez znaczenia
Obecne rekordy dynamiki CPI w naszym kraju to w dużej mierze rezultat napaści Rosji na Ukrainę, ale presja cenowa w gospodarce nasilała się i kumulowała od dłuższego czasu. W przypadku cen bazowych, nieuwzględniających paliw i żywności, pierwsze symptomy pojawiały się jeszcze przed wybuchem pandemii.
– Innymi słowy, choć w dużej mierze inflacja wynika z szoków podażowych, które w ostatnich trzech latach zaburzyły procesy gospodarcze, to w polskim przypadku trafiły one na podatny grunt rosnącej w kilkuprocentowym tempie konsumpcji i rozgrzanego rynku pracy – wyjaśnia analityk Cinkciarz.pl.
Nie bez znaczenia były i są także przepychanki polskiego rządu z Unią Europejską o gigantyczne środki na Krajowy Plan Odbudowy. Ich brak odciska swoje piętno na notowaniach polskiej waluty, i tak już mocno poturbowanej w okresie rynkowych zawirowań. Słabość złotego sprawia, że w swoisty sposób importujemy do siebie dodatkowe procenty inflacji, drożej płacąc za wszystkie towary rozliczane w głównych walutach świata. Zdecydowanie najsilniejszy wśród nich jest dolar amerykański, który w tym roku podrożał o niemal 10 proc. Przez to kurs USD/PLN nie może się odkleić od 4,50.
Droższy dolar to m.in. droższa ropa naftowa, a czerwcowe dane o najwyższej od 1996 r. inflacji w Polsce to głównie skutek dwucyfrowego podbicia cen paliw na stacjach. Nie tylko koszmar przy dystrybutorach wpływa na tak wysokie dynamiki wskaźnika. Istotne jest też podnoszenie cen żywności, ale także utrzymywanie się w tendencji wzrostowej inflacji bazowej nieuwzględniającej najbardziej zmiennych kategorii i dzięki temu będącej szczególnie uważnie śledzonej przez banki centralne na całym świecie. Jej wartość prawdopodobnie sięgnęła już 9 proc. rok do roku.
Czas gospodarczego spowolnienia
Pojawiają się znaki, że polska gospodarka (to samo dotyczy innych państw UE) zaczęła ostro hamować. Seria danych za maj jednoznacznie pokazuje, że rozczarowała i dynamika sprzedaży detalicznej i produkcji przemysłowej. Nastroje przedsiębiorstw i konsumentów są minorowe.
– Światełkiem w tunelu, zwiastującym słabnięcie ryzyka utrwalenia się niebezpiecznie wysokiej inflacji, jest zahamowanie dynamiki wynagrodzeń, która pierwszy raz od epizodu na początku pandemii jest poniżej rocznego tempa wzrostu cen. Schłodzenie popytu w gospodarce jest nieuniknione i od dawna było spodziewane. W szerszym aspekcie dla złotego może być wręcz korzystne – w tym sensie, że może pozwolić na uniknięcie pogłębienia niebezpiecznych nierównowag i destabilizacji makroekonomicznej. Czarnym scenariuszem na przyszłość byłby bowiem taki, w którym gwałtownemu pogorszeniu się sytuacji w bilansie płatniczym, wzrostowi deficytu budżetowego i słabnięciu dynamiki PKB towarzyszy dłuższe utrzymywanie się bardzo wysokiej inflacji niż w innych krajach. Wypisz wymaluj kierunek turecki, w którym w tej chwili zdają się zmierzać Węgry – wskazuje Bartosz Sawicki z Cinkciarz.pl.
JAK GUS OBLICZA POZIOM INFLACJI?
Skala wzrostu cen towarów i usług jest najczęściej wyliczana na podstawie wskaźnika CPI (Consumer Price Index). To nic innego, jak umowny koszyk produktów i usług odpowiadający potrzebom przeciętnego gospodarstwa domowego. W Polsce o jego zawartości i wadze poszczególnych kategorii decyduje Główny Urząd Statystyczny. Ankieter GUS odwiedza losowe gospodarstwa domowe i spisuje wydatki na poszczególne dobra i usługi. Najczęściej w koszyku inflacyjnym znajdują się produkty i usługi z kategorii: żywność i napoje bezalkoholowe, napoje alkoholowe i wyroby tytoniowe, odzież i obuwie, użytkowanie mieszkania i nośniki energii, wyposażenie mieszkania, prowadzenie gospodarstwa domowego, zdrowie, transport, łączność, kultura i rekreacja, edukacja, restauracje i hotele.
Choć każdy z nas ma inną strukturę wydatków, inne przyzwyczajenia, to corocznie przeliczany koszyk inflacyjny ma za zadanie odzwierciedlać profil konsumpcji przeciętnego Polaka. Inflację najczęściej mierzymy w porównaniu do tego samego okresu poprzedniego roku, niwelując w ten sposób wpływ sezonowych wahań cen.
Źródło: materiały prasowe