Jak przetrwać upadłość konsumencką?
Ustawa o upadłości konsumenckiej jest napisana całkiem nieźle, ale w praktyce okazała się niewystarczająca. Aby upadli mieli szansę na „nowy start” i rozpoczęcie życia bez długów – potrzeba jeszcze bardzo dużo pracy.
Postępowanie upadłościowe wobec osób fizycznych nieprowadzących działalności gospodarczej, zwane potocznie „upadłością konsumencką”, zostało wprowadzone do polskiego porządku prawnego ustawą z dnia 5 grudnia 2008 r. i obowiązuje od dnia 31 marca 2009 r. Przesłanki uzyskania upadłości były jednak w tej ustawie wyjątkowo rygorystyczne, ograniczone jedynie do wyjątkowych i niezależnych od dłużnika okoliczności popadnięcia w zadłużenie. Mówiąc językiem potocznym – ustawa była zaporowa i dlatego praktycznie martwa.
Dopiero ustawą z dnia 29 sierpnia 2014 r. umożliwiono nadmiernie zadłużonym Polakom pozbycie się jarzma długów poprzez ogłoszenie upadłości konsumenckiej. Ustawa ta weszła w życie 31 grudnia 2014 r. i niemal od początku, widać było, jak bardzo była potrzebna.
Spójrzmy na dane historyczne, jak ten nowy „produkt oddłużeniowy”, działający na polskim rynku od 2015 roku, dynamicznie zyskiwał na popularności:
• od 2009 do końca 2014 r. – ogłoszono ok. 120 upadłości konsumenckich
• 2015 rok – ogłoszono 2112 upadłości konsumenckich
• 2016 rok – ogłoszono 4434 upadłości konsumenckich
• 2017 rok – ogłoszono 5335 upadłości konsumenckich
• I–VI 2018 rok – ogłoszono 3259 upadłości konsumenckich.
Jak pokazuje praktyka, skutecznie ogłoszona upadłość konsumencka wcale nie oznacza szczęśliwego finału dla osoby z finansowymi problemami. Powyższa statystyka uwzględnia jedynie ogłoszone upadłości, a nie zakończone postępowania. Jak się, niestety nie tak rzadko, zdarza – upadły nie dochodzi do końca postępowania, tj. jego postępowanie jest umarzane. Zarówno na wniosek upadłego, ale także – decyzją sądu.
Czy zatem można mówić o tej instytucji prawnej w samych superlatywach? Zdecydowanie – nie. Autorzy znają temat upadłości konsumenckiej, nie tylko z teorii, ale przede wszystkim – z bardzo bogatej praktyki. Nasze wspólne doświadczenia pokazują, jak jest jeszcze wiele do zrobienia, aby upadłość konsumencka faktycznie pomagała danej osobie i dawała szansę na „nowy start”.
Dobre złego początki
Przypomnijmy, iż postępowanie upadłościowe dzieli się na trzy odrębne etapy:
1. Postępowanie w przedmiocie ogłoszenia upadłości (od dnia złożenia wniosku, do dnia wydania stosownego postanowienia przez sąd);
2. Właściwe postępowanie upadłościowe;
3. Plan spłaty kończący się umorzeniem zobowiązań powstałych do dnia ogłoszenia upadłości lub umorzenie zobowiązań powstałych do dnia ogłoszenia upadłości bez ustalania planu spłaty.
Etap pierwszy to złożenie wniosku o upadłość konsumencką, co nie zawsze kończy się sukcesem. Jak pokazują statystyki – są to dane z sądów z całej Polski – mniej więcej 50 proc. spraw kończy się orzeczeniem korzystnym dla wnioskodawcy. Oznacza to, że niewłaściwie wybierając pomoc w opracowaniu wniosku, mamy dużą szansę, że zostanie on przez sąd oddalony. Może to oznaczać, ze przez kolejne 10 lat mamy zablokowaną możliwość ubiegania się ponownie o status upadłego. Na temat typowych błędów przy pisaniu wniosków – trochę przykładów w dalszej części opracowania.
Załóżmy jednak, że sąd orzekł w danej sprawie na korzyść wnioskodawcy, czyli ogłosił jego upadłość konsumencką. Zwykle ten dzień przez upadłego uznawany jest jako jeden z... najszczęśliwszych w życiu. To taki, w ich mniemaniu, happy end czarnej historii dłużnika z okresu poprzednich kilku, kilkunastu lat. Jakże niesłusznie się cieszą na zapas, bo przecież jest to dopiero pierwszy etap postępowania. Czyli faktycznie nie zawsze upadły jest potem „happy”, a tym bardziej nie jest to „end”.
Do akcji wkracza syndyk, czyli najgorsze przed nami!
Od razu wyjaśnijmy: syndyk to nie komornik. Syndyk nie zabiera. Upadły ma obowiązek wskazać i wydać syndykowi cały swój majątek i dokumenty, oraz udzielać wszelkich potrzebnych wyjaśnień. Syndyk zabezpiecza i likwiduje (znaczy: sprzedaje) majątek wydany i wskazany przez upadłego. Jeżeli upadły nie wyda lub nie wskaże majątku, wówczas sąd umorzy postępowanie upadłościowe.
Jak widzimy: syndyk i komornik to znacząca różnica. Jednakże wejście syndyka do życia upadłego, któremu trzeba oddać wszystko co się posiada, rodzi bardzo niekomfortową sytuację. W szczególności, jeśli syndyk jest „nadaktywny”, wtedy upadły czuje się niemal jak więzień na warunkowym zwolnieniu. Na dodatek – podkreślmy to – musi on z syndykiem wejść we współpracę, bo jak będzie kombinował, migał się i nie wykonywał poleceń syndyka, ten może zawnioskować do sądu o umorzenie postępowania z winy upadłego. Wtedy na 10 lat trzeba się pożegnać z możliwością pozbycia się długów poprzez upadłość.
Ile czasu pracuje syndyk nad przeprowadzeniem do końca postępowania upadłościowego? Zwykle nie mniej niż 10 miesięcy, ale ma to miejsce wyłącznie wtedy, gdy upadły nie posiada żadnego majątku. Jeśli jednak wnosimy do masy upadłości nieruchomość (albo, co gorsza – udział w nieruchomości), ruchomości, należności i roszczenia, to postępowanie może trwać nawet trzy lata, a czasem nawet dłużej.
Zadaniem syndyka jest m.in. weryfikacja, czy upadły nie nakłamał we wniosku. Ale również, czy nie zataił jakiejś bardzo ważnej – z punktu widzenia postępowania – informacji. Dopiero teraz upadły przekonuje się, ile była warta pomoc kancelarii (jeśli wniosek nie był pisany osobiści przez dłużnika), która pobrała za przygotowanie wniosku odpowiednie wynagrodzenie. Znane są przypadki, że niektórzy klienci za tę usługę zapłacili niebotyczną kwotę 30 tys. zł plus VAT. A wniosek i tak był napisany źle…
Pułapki we wniosku o upadłość konsumencką
Aby w pełni poprawnie przygotować wniosek o upadłość konsumencką, trzeba bardzo mocno „wgryźć się” w historię życia dłużnika. Być może w jego biografii są wydarzenia, które wykluczają czasowo możliwość ubiegania się o status upadłego.
Są dwie główne pułapki, o których nie zawsze pamiętają prawnicy piszący wnioski o upadłość. Pierwsza to spadki i rozporządzenia swoim majątkiem, w szczególności darowizny. Jeśli w okresie przed upływem pięciu lat od daty złożenia wniosku, dłużnik dokonał jakiejś darowizny (lub np. dokonał sprzedaży nieruchomości po mocno zaniżonej cenie), musi liczyć się z tym, że czynność taka będzie bezskuteczna. Bowiem informacja ta trafi do syndyka i wtedy musi on stosownie zareagować. To znaczy: zgłosić sprawę sędziemu komisarzowi, a często wnieść stosowny pozew do sądu – tzw. skargę pauliańską. W takiej sytuacji, fakt, że dłużnik złożył wniosek o upadłość konsumencką ma fatalne następstwa – przede wszystkim dla obdarowanego (czyli członka najbliższej rodziny wnioskodawcy), gdyż musi on oddać nieruchomość, aby została wniesiona do masy upadłości!
Drugim częstym przypadkiem błędu we wniosku upadłego jest zapomnienie o otrzymanym spadku Tu już nie obowiązuje ograniczenie do pięciu lat wstecz, o ile odpowiednio wcześnie (tj. pięć lat przed złożeniem wniosku) dana osoba się tego spadku nie pozbędzie. Przykład: dostaliśmy w spadku 1/10 nieruchomości gruntowej gdzieś na wsi. Trudno nawet określić jaki ma wartość taki spadek. Właściwie, to nawet o tym zapomnieliśmy… Tymczasem zadaniem syndyka jest m.in. ustalenie stanu posiadania upadłego, sprawdza też czy tenże ma jakieś nieruchomości. Okazuje się, że upadły ma 1/10 jakiejś działki, ale informacja taka nie znalazła się wniosku o upadłość. Jest to więc zatajenie majątku, trudno tu się wgłębiać, czy było to w złej wierze, czy faktycznie dłużnik po prostu zapomniał. W takiej sytuacji naturalnym działaniem ze strony syndyka jest wystąpienie do sądu i denuncjacja upadłego w kwestii „zatajenia informacji o posiadanym majątku”. Taka sytuacja także prowadzi do umorzenia postępowania z winy upadłego. Nawet jeśli ów spadek miał wartość symboliczną…
Obszary ryzyka dla upadłego: w trakcie postępowania
Pozorne szczęście „świeżo upieczonego” upadłego może szybko zamienić się koszmar, jeśli nie jest on do postępowania odpowiednio przygotowany. I na dodatek – źle trafi, gdy sprawę będzie prowadził niekompetentny i/lub nieżyczliwy syndyk. A tacy często się trafiają: w tej branży, niestety pojawiła się spora grupa bardzo nieprofesjonalnych osób.
Obszary ryzyka, tj. tam gdzie upadły najgorzej sobie radzi, jeśli nie ma stosownej pomocy, a każdy kontakt z syndykiem to ogromny stres, to przede wszystkim:
1. Zarządzanie finansami osobistymi niewchodzącymi do masy upadłości;
2. Zdrowie i higiena psychiczna;
3. Stosowna wiedza prawna.
Zacznijmy od finansów. Postępowanie właściwe (tj. z udziałem syndyka) rzadko trwa krócej niż rok. Może przeciągnąć się do trzech lub więcej lat. W tym czasie wszystkimi dochodami upadły musi dzielić się z syndykiem, nie ma tu mowy o „miganiu się”, czy ukrywaniu dochodów – co jest standardem przy egzekucji komorniczej. Nawet jeśli emeryt (lub rencista) otrzymuje głodowe świadczenia, musi odpowiednią część oddać syndykowi do masy upadłości. Zacytujmy tu głos jednego z upadłych, których znalazł się w takiej sytuacji. Jest to komentarz internauty, zamieszczony pod publikacją na temat upadłości konsumenckiej z 2016 roku (pisownia oryginalna):
krsenior - 09.09.2016 (10:19)
„Ja też mam ogłoszoną upadłość konsumencką, ale jestem osobą samotną mam 75 lat i żyłem do tej pory tylko z emerytury którą otrzymuję z ZUS. I niestety nie jest tak dobrze jak tu niektórzy piszą. Po otrzymaniu postanowienia o upadłości otrzymuję z ZUS tylko 441 zł tj. 50 proc. najniższej emerytury, postępowanie trwa już 16 miesięcy, a ja muszę żebrać żeby przeżyć. Te osoby, które tu piszą o radości chyba pracują na czarno, bo jeśliby pracowali na umowę o pracę też by dostawali ok. 1200 zł. Ta ustawa wykańcza emerytów!”
Ustawa w obecnej wersji nie daje możliwości syndykowi zastosowania „klauzuli sumienia”, zasady humanitaryzmu, zasady słuszności czy zasad współżycia społecznego i odstąpienia od pobierania na poczet masy upadłości stosownych świadczeń od upadłego. Kończy się też dla upadłego możliwość „pracy na czarno”, czy też najmu części mieszkania bez rachunków. Syndyk, szczególnie ten nadgorliwy, może łatwo dojść do wniosku, że upadły coś kręci w kwestii dochodów. Wtedy otwiera się prosta droga do umorzenia postępowania – z winy upadłego. Jeśli więc upadły nie będzie w stanie zabezpieczyć sobie odpowiednich środków finansowych na czas postępowania – trudno mu będzie bardzo przetrwać ten okres. Tak jak to miało miejsce w sytuacji opisanej powyżej.
Przetrwanie upadłości w odpowiedniej kondycji psychicznej jest nie do przecenienia. Syndyk nie musi mieć (niestety) wiedzy psychologicznej, ani też nie jest oceniany przez pryzmat pozaformalno-prawnych relacji z upadłym. Może trafić się więc syndyk bez wyczucia, legalista i formalista, po prostu nieżyczliwy (znamy takie przypadki). Część syndyków to osoby wywodzące się z branży windykacyjnej (wiadomo jakie tam obowiązuje podejście do dłużnika). Sądzić można, że nawet do 90 proc. upadłych to osoby ze zdiagnozowanym lub nie-zdiagnozowanym zaburzeniem psychicznym, w szczególności w depresji, lub takie, które ją przechodziły. W gronie upadłych jest też wcale niemało niedoszłych samobójców. Jeśli więc osoba w złej kondycji psychicznej trafi na syndyka, który z lubością będzie nadużywał swojej formalnej pozycji i wręcz naruszał godność osobistą upadłego, postępowanie dla upadłego zamieni się w koszmar. Na dodatek gnębiony nie ma się komu poskarżyć, na ogół bowiem trudno zarzucić wprost syndykowi, że łamie on prawo.
Oddaj psa!
Znane są jednak przypadki, kiedy to syndyk ewidentnie łamie, bądź, co najmniej, nagina prawo, działając na szkodę upadłego. Zdarza się, że syndyk zajmuje z konta upadłego świadczenia 500+, czy zasiłek rodzinny. Raczej nieświadomie, ale dla upadłego ma to mniejsze znaczenie, jeśli nie umie się skutecznie upomnieć o zwrot tych środków.
Miały też miejsce inne sytuacje, może z pozoru śmieszne – ale z pewnością nie dla upadłego, kiedy to syndyk chciał wprowadzić do masy upadłości… psa. Uznał bowiem, że jest to pies rodowodowy, a więc posiada określoną wartość i powinien ów czworonóg zostać sprzedany w ramach likwidacji majątku upadłego. Na szczęście okazało, się, że „wartość rynkowa psa” nie była znacząca i upadły (samotny emeryt – wdowiec) nie musiał się rozstawać ze swoim pupilem i jedynym przyjacielem.
Nierzadkim przypadkiem jest także, kiedy to syndyk „łasi” się na smartfon czy laptop upadłego. Niedawno zadzwoniła do nas kobieta z płaczem, że syndyk kazał jej oddać do masy upadłości telewizor, którego wartość nie przekraczała 100 zł. Kiedy osoba ta dowiozła ów sprzęt do biura syndyka samochodem, syndyk dowiedziawszy się, że auto należy do męża upadłej (przed upadłością nie mieli rozdzielności majątkowej) następnego dnia kazał jej odprowadzić samochód, aby też wszedł do masy upadłości. Przy czym pojazd ten był narzędziem pracy męża upadłej, m.in. służył do rozwożenia pizzy. Trudno, w tym wypadku zarzucić syndykowi wprost bezprawne działanie. Niemniej, przy odrobinie dobrej woli i współpracy, można tego typu problemy rozwiązywać.
W podobnych sytuacjach, upadły, który prawie zawsze nie posiada stosownej wiedzy w zakresie postępowania upadłościowego, bez fachowej pomocy prawnej sobie nie poradzi. A skąd ma na to wziąć środki, skoro nawet na jedzenie czasem nie starcza?
Bankowe problemy upadłych
Po ogłoszeniu upadłości, dana osoba nie może zarządzać swoim majątkiem. Jeśli więc np. otrzyma pieniądze za wykonywaną pracę – na konto osobiste, może się okazać, że zostaną te środki przez bank zablokowane! Znowu: jeśli w danej sprawie wyznaczony jest profesjonalny syndyk, problem zostanie zawczasu rozwiązany. Ale jeśli upadły wpadnie w ręce syndyka pozbawionego empatii, nie będzie miał dostępu przez pewien czas do zarobionych przez siebie pieniędzy, stanowiących podstawę egzystencji!
Inna sytuacja. Bezrobotnemu upadłemu udaje się znaleźć zatrudnienie. Pracodawca prosi o podanie konta bankowego do wypłat wynagrodzenia. Upadły chodzi od banku do banku i odchodzi z kwitkiem. Większość banków odmawia zakładania kont osobistych upadłym, bo „takie mają procedury”.
Konkluzja
Powyższe przykłady wskazują bezsprzecznie, jak bardzo niedopracowana jest upadłość konsumencka pod kątem niezbędnych procedur w trakcie postępowania. Jak widać, sama ustawa, która jest napisana całkiem nieźle, okazała się absolutnie niewystarczająca. Aby upadli faktycznie odczuli ulgę po ogłoszeniu upadłości konsumenckiej oraz mieli szansę na „nowy start” i rozpoczęcie życia bez długów – potrzeba jeszcze bardzo, bardzo dużo pracy. Tylko kto ma się tym zająć?
Krzysztof Oppenheim, Piotr Paweł Wydrzyński
Krzysztof Oppenheim – ekspert finansowy od kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań, związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także m.in. w upadłości konsumenckiej, pomocy frankowiczom; zajmuje się także działalnością antywindykacyjną
Piotr Paweł Wydrzyński - z wykształcenia psycholog, prawnik, z zawodu m.in. licencjonowany doradca restrukturyzacyjny, terapeuta. Od ponad sześciu lat specjalizuje się w pełnieniu funkcji syndyka w upadłościach konsumenckich
Tekst ukazał się w „Gazecie Bankowej” nr 10/2018