Kto tu jest czarnym charakterem

opublikowano: 31 sierpnia 2018
Kto tu jest czarnym charakterem lupa lupa

Antywindykator to dziś wróg publiczny czy raczej współczesny Robin Hood, zwalczający lichwę i jej skutki?

Jeśli wierzyć legendom, Robin Hood zakończył swój żywot w XII w. Mimo to, Robin z Sherwood wciąż pozostaje jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd popkultury. Czym ten saksoński szlachcic sobie zaskarbił tak świetny – jak się dziś mówi – PR? Jak pamiętamy, Robin Hood był nie tylko wyśmienitym łucznikiem, jego atutami były także: inteligencja, dyscyplina i spryt. Robin zawsze stawał po stronie słabszych, wspierał uciemiężonych oraz swoich pobratymców wyjętych spod prawa. Tym samym stał się wrogiem numer jeden oficjalnej władzy, którą sprawował nikczemny szeryf z Nottingham.

Czemu odwołuję się do legendy o szlachetnym Robinie? Kiedy państwowość zawodzi, kiedy porządni, uczciwi obywatele danej społeczności – bez własnej winy – zostają wyrzuceni na margines i po części stają się banitami w swoim kraju, nie mogąc liczyć na sprawiedliwość, wówczas powstaje zapotrzebowanie na nietypowe metody obrony przed wykluczeniem społecznym. Dlaczego nietypowe? Konieczne są w takiej sytuacji działania (znaczy: usługi) sprzeczne z obowiązującymi w danym społeczeństwie normami. W pewnym sensie takim „usługodawcą” był właśnie dzielny Robin Hood. Podobnie ma się sprawa z antywindykatorami, którzy zakwestionowali żelazną zasadę wbijając nam do głowy od najmłodszych lat: że kredyty trzeba spłacać – i to za wszelką cenę!

Jak narodziła się antywindykacja?

Trudno będzie ustalić, kiedy pojawiła się w Polsce antywindykacja. Jednak bezsprzecznie trzy wydarzenia z 2015 r. dały potężny impuls do rozwoju tej dziedziny. Poniżej je wymieniam.
15 stycznia 2015 r. – frankowy „czarny czwartek”. Oraz fakt, że kredytobiorcy zostali z tym problemem pozostawieni sami sobie. Po dziś dzień.
1 stycznia 2015 r. – wejście w życie znowelizowanej ustawy o upadłości konsumenckiej.
14 kwietnia 2015 r. – Trybunał Konstytucyjny uznał bankowy tytuł egzekucyjny jako narzędzie prawne niezgodne z Konstytucją.
Z jednej strony państwo zawiodło („czarny czwartek”), ale dwa pozostałe wydarzenia uczyniły klientów nie tak bezbronnymi wobec machiny egzekucji, jak miało to miejsce przed rokiem 2015. Analizując „narodziny” rynku antywindykacji, nie można zapomnieć także o dwóch innych feralnych dla Polaków wydarzeniach. Po pierwsze: recesja gospodarcza jako efekt kryzysu finansowego, która uderzyła w nasz kraj i trwała lat kilka, mniej więcej do 2014 r. Po drugie: fatalna wpadka naszych parlamentarzystów, chodzi o ustawę o kredycie konsumenckim. Ten niewinnie brzmiący akt prawny, który wszedł w życie 18 grudnia 2011 r. to nic innego jak legalizacja lichwy w Polsce.

Ten akt prawny zniósł wszelkie ograniczenia kosztów okołokredytowych. W konsekwencji obserwujemy niezwykłą pomysłowość firm pożyczkowych, oferujących swe sztandarowe produkty: pożyczki „chwilówki”. Koszt takiego długu to czasem powyżej 30 proc. kwoty pożyczki. Uwaga, miesięcznie! Trudno więc się dziwić, że grubo ponad dwa miliony naszych rodaków wpadło w poważne tarapaty finansowe lub na dobre utknęło w spirali długów. Większość dłużników nie była sobie w stanie samodzielnie poradzić z rozwiązaniem problemu. A bez znalezienia wyjścia z tej sytuacji groziła im śmierć społeczna lub nawet – biologiczna.

Kto pomoże biednemu?

Zwykle, przy tego typu problemach, szukamy pomocy u prawników. A cóż się okazało? Kancelarie prawne nie wypracowały metod skutecznej pomocy osobom nadmiernie zadłużonym. Po części z powodu braku wiedzy, jak biedakom pomóc. Ale też, pewnie uznano tam, że… na bankrutach się nie zarobi. Jednak rynek nie znosi próżni, szczególnie, w sytuacji, gdzie pojawiła tak liczna grupa potencjalnych klientów. Jakie było główne zadanie dla osób, które podjęły się pomocy „przekredytowanym” Polakom? Przede wszystkim: obrona klientów przed skuteczną egzekucją.

Przyjęcie takiego założenia od razu spotkało się z ostrym sprzeciwem zarówno lobby finansowego, jak również obowiązującej w mainstreamowych mediach – politycznej poprawności. Osobie, która zaprzestaje spłaty kredytu, dorabia się niemal łatkę przestępcy, tym gorzej dla „obwinionego”, jeśli nie umie do takiej opinii znaleźć odpowiedniego dystansu, uznając ją za uzasadnioną. „Kredyty trzeba spłacać!” to nawet nie rada, tylko społeczny nakaz, bezwzględnie nam narzucany przez obowiązujący system prawno-finansowy. Problem powstaje wtedy, kiedy ten obowiązek jest niewykonalny, czyli w sytuacji, kiedy dłużnik w żaden sposób nie może wywiązać się z ciążących na nim spłat. Wtedy dopiero zaczynamy się zastanawiać – i właśnie antywindykatorzy tę kwestię nagłośnili – nad poniższym:

Kto ponosi winę za brak możliwości spłaty kredytu?

Specjalnością banków jest przerzucanie całej odpowiedzialności za wszelkie skutki swoich działań (w tym: w zakresie polityki kredytowej) na klientów. Może miałoby to jakiś sens, gdyby bank działał jak sklep samoobsługowy, gdzie klienci biorą z półek towary w postaci kredytów i pożyczek i nie muszą pytać o zgodę sprzedawcy. Jak wiemy, tak nie jest. Banki podejmują decyzję przy każdej transakcji, mając możliwość odmowy na wniosek o pożyczkę. Każdy bank posiada bardzo rozbudowane narzędzia do badania ryzyka kredytowego. Mówimy więc o w pełni profesjonalnym działaniu kredytodawcy, który zostaje stroną umowy. Zaś kredytobiorca najczęściej nie ma wiedzy z zakresu bankowości.

Wpadnięcie w niedostatek jest bardzo często konsekwencją wydarzeń niezawinionych przez dłużnika. Mowa nie tylko o kredytach „frankowych”, ale także o wypadkach losowych (wypadek, choroba kredytobiorcy, rozpad związku), załamaniu się koniunktury gospodarczej w danej branży, itp.

Czy w tych wszystkich sytuacjach, można uznać, że poszkodowanym nie należy się żadna pomoc? W takich właśnie sytuacjach ostatnią deską ratunku dla osób, którym w oczy zajrzało widmo rychłego bankructwa, okazali się antywindykatorzy.

Kto jest naszym wrogiem?

Antywidykatorów nazywa się czasem „pogromcami komorników”. Ładnie brzmi, ale miano to jest dalekie od sposobu działania specjalistów z tej branży. Najważniejszym warunkiem skutecznego prowadzenia sprawy przez antywindykatora jest bowiem prewencja. Czyli niedopuszczenie do powstania tytułu egzekucyjnego (wtedy komornik nie może wszcząć egzekucji) lub znaczące odroczenie uzyskania możliwości prowadzenia egzekucji przez wierzyciela.

Jakie mogą to być działania? Kiedy dłużnik ma chwilowe problemy ze spłatą rat, można dążyć do restrukturyzacji lub konsolidacji jego zobowiązań. Gdy jednak takie działania nie mogą okazać się skuteczne, zwykle musimy stanąć do sądowej walki z wierzycielem. I tam… okazać się zwycięzcą! W ten sposób przechodzimy do największej sztuki w tej branży, którą można określić jako znikające długi. Przypomnijmy: dopóki banki mogły stosować bankowy tytuł egzekucyjny (tj. do 27 listopada 2015 r.), sąd wydawał powodowi – czyli bankowi – dokument do wszczęcia egzekucji, bez merytorycznej analizy sprawy. Jednak, kiedy BTE został zdelegalizowany, okazało się, że bankowcy niemal utracili umiejętność pisania pozwów o zapłatę. Wiele z nich tworzonych było byle jak, „na kolanie”, co skutecznie wykorzystywali antywindykatorzy. Liczne błędy (głównie niezgodność z K.p.c., który aż roi się od pułapek) często kończyły się oddaleniem pozwu. A wtedy dług znikał! Bowiem obowiązuje w polskim prawie „powaga rzeczy osądzonej”, czyli nie można składać do sądu po raz drugi pozwu z tym samym roszczeniem.

Jak pokazała praktyka, największym wrogiem antywindykacji stały się firmy windykacyjne oraz handlarze długami (fundusze sekurytyzacyjne). Po pierwsze, w licznych tekstach edukacyjnych autorstwa antywindykatorów uświadamia się rodakom, że windykator właściwie nic nie może. Nie jest wprost egzekutorem długu, jak komornik, nie może odwiedzać nas w domu, nie może nic zabierać, ani też stosować gróźb (wcześniej windykatorzy bardzo często naruszali prawo, zwykle bezkarnie).

Windykacyjny koń trojański

Poza tym, właśnie dzięki publikacjom antywindykatorów uświadamia się dłużnikom, aby pod żadnym pozorem nie podpisywali ugód ani nie dokonywali żadnych wpłat na konta wskazywane przez firmy windykacyjne. Chyba że te okażą najpierw tytuł egzekucyjny (zwykle jednak go nie posiadają). Wszelkie kampanie firm windykacyjnych prowadzone pod hasłem „dogadajmy się”, to nic innego, jak tylko zastawienie pułapki na dłużnika, aby ten uznał dług. Jak pokazuje praktyka, handlarze długami niechętnie dążą do uzyskania w sądzie tytułu egzekucyjnego. Co ich powstrzymuje? Między innymi wysokie koszty postępowania oraz niemal pewna przegrana, jeśli dłużnik wynajmie do obrony specjalistę. Mowa o tych kancelariach antywindykacyjnych, które świetnie sobie radzą w podważaniu tego typu długów (gdy bank sprzeda swoją wierzytelność do funduszu sekurytyzacyjnego).

Skuteczność oddalenia pozwu w takich przypadkach to ponad 80 proc.! Innym sposobem na skuteczne uwolnienie się od długów, będącym w arsenale wybranych kancelarii antywindykacyjnych, jest także upadłość konsumencka. Uwaga, nie w każdej sytuacji dłużnik może skorzystać z tej formy oddłużenia oraz nie w każdej sytuacji jest ona opłacalna. Dodatkowym zagrożeniem jest ryzyko wpadnięcia klienta w ręce nieuczciwych (lub nieetycznie działających) kancelarii, które oferują pomoc we wnioskowaniu o upadłość konsumencką. Na przykład: mocno zawyżony koszt opracowania wniosku. Koszt takiej usługi nie powinien przekraczać kilku tysięcy złotych, a przy sprawach najprostszych – nawet od 2 tys. zł. Znam jednak przypadki, kiedy klientom zaoferowano pomoc za… 30 tys. zł – i to plus VAT!

Dlaczego Robin zawsze wygrywał?

Robin był nie tylko wspaniałym łucznikiem i dużo lepiej od sprzedajnej służby szeryfa z Nottingham władał mieczem. Górował również nad swoimi wrogami sprytem i inteligencją, ale przy tym zawsze walczył czysto. Dlatego też, w każdej scenie z wielu filmów i seriali, których bohaterem był Robin, gdy dochodziło do pojedynku – wiadome było, że wygra. W tym widzę podobieństwa z dziedziną antywindykacji.

To nie jest branża dla przeciętniaków, czy tym bardziej – słabeuszy. Antywindykator góruje nad „wrogiem” wiedzą merytoryczną, a w walce z tak potężnym wrogiem używa wielu trików, aby siłę pokonać właśnie wiedzą. Tu pojawia się ciekawa sytuacja, bardzo rzadko występująca w innych branżach: często konkurujące ze sobą kancelarie antywindykacyjne, jednocześnie ściśle ze sobą współpracują! Jak to możliwe? Otóż w tej dziedzinie jest bardzo wiele specjalizacji i praktycznie nie ma żadnego takiego podmiotu, który by wszystkie te specjalności „ogarniał”. Przykładowo: dana kancelaria specjalizuje się w upadłości konsumenckiej, inna – w podważaniu długów bankowych, a jeszcze inna w oddłużaniu nieruchomości. Wtedy, w dobrze pojętym interesie zarówno danej kancelarii, jak również potencjalnych klientów, jest możliwość przyjęcia sprawy i poprowadzenia jej wspólnie z „konkurencją” lub też – przekazania w dobre ręce. Korzystają na tym klienci antywindykatorów, bowiem ich usługi są skuteczne. Mowa oczywiście o profesjonalistach; w tej branży – niestety – pojawiło się już sporo naciągaczy i zwykłych fuszerów.

Ale wszak to nic nowego: identyczną sytuację można było zaobserwować np. w branży pośrednictwa kredytowego czy też np. w kancelariach obsługujących pozwy „frankowe”. Innymi cechami, które na plus wyróżniają antywindykatorów w stosunku do typowych kancelarii prawnych, jest dostępna cena usługi oraz szybka pomoc. Właściwie już po pierwszym spotkaniu zadłużona osoba dostaje pakiet rozwiązań, które mogą w bliższej lub dalszej perspektywie rozwiązać jej problemy! Nie musimy więc czekać na orzeczenia sądu (patrz: spór frankowicza z bankiem), stosowane są bowiem zupełnie inne metody, gdzie zakłada się zawsze najgorszą wersję, tj. że nie możemy liczyć na sprawiedliwość poprzez wygrane postępowanie w sądzie. Tym bardziej ta droga nie ma sensu, jeśli mamy do czynienia z seryjnym dłużnikiem, np. posiadającym 50 chwilówek – takim osobom także można pomóc normalnie funkcjonować. I stosowne wskazówki, jakie są metody obrony przed wykluczeniem społecznym, są przedstawiane delikwentowi już na pierwszej konsultacji.

Z wymienionych przyczyn naturalni wrogowie antywindykacji (instytucje finansowe, handlarze wierzytelnościami, firmy windykacyjne) starają się wobec tej dziedziny tworzyć czarny PR, zarzucając antywindykatorom, iż pomagają dłużnikom w niespłacaniu zobowiązań. To czysta hipokryzja. Żeby już nie wracać do Amber Gold, wystarczy wspomnieć świeżą aferę GetBack, kiedy to firma specjalizująca się w odzyskiwaniu długów, sama ich narobiła na astronomiczną kwotę 2,6 mld zł. Tymczasem pracownicy banków namawiali swoich klientów na zainwetsowanie oszczędności życia i zakup obligacji GetBack… Szanowny Czytelniku, jak teraz odpowiesz na pytanie zawarte w tytule? Kto tu jest czarnym charakterem?

Krzysztof Oppenheim

Autor jest ekspertem finansowym w zakresie kredytów hipotecznych, restrukturyzacji i konsolidacji zobowiązań. Jest związany z bankowością od 1993 r. Specjalizuje się także m.in. w upadłości konsumenckiej oraz pomocy frankowiczom. Autor blogów „Poradnik dla Zadłużonych” i „Witajcie w Banku-stanie”. Od 2016 r. zajmuje się działalnością antywindykacyjną


Tekst ukazał się w "Gazecie Bankowej" nr 08/2018 na str. 48-51

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła