Moody’s, Buffet i euro pod materacem

opublikowano: 11 czerwca 2016
Moody’s, Buffet i euro pod materacem lupa lupa
fot: Warren Buffett / EastNews / Polaris / Lorenzo Ciniglio

Ogłoszony 14 maja rating agencji Moody’s dla Polski jest wyrazem niezadowolenia amerykańskich inwestorów z „zagrożenia ” demokracji w Polsce , czy raczej z fatalnej polityki banków centralnych w UE? Wypowiedzi Warrena Buffetta , współwłaściciela Mood y’s, wyraźnie wskazują na tę drugą okoliczność.

Warren Buffett, jeden z najbogatszych ludzi na świecie i właściciel konglomeratu Berkshire Hathaway, zaliczanego do najpotężniejszych imperiów finansowych w Stanach Zjednoczonych powiedział 2 maja na antenie CBS: „Jeśli masz dużo pieniędzy w euro, jak my… To lepiej je trzymaj pod materacem niż w banku”. Komentował w ten sposób fatalną sytuację w strefie euro i niewygodną (nie tylko dla niego) politykę ujemnych stóp procentowych, forsowaną m.in. przez Europejski Bank Centralny. Warto podkreślić, że nazywany w USA „wyrocznią z Omaha” miliarder ani razu nie wspomniał w swoim wystąpieniu o … Polsce.

Jest to o tyle ciekawe, że Buffet poprzez Berkshire Hathaway jest współwłaścicielem agencji ratingowej Moody’s, która 14 maja opublikowała nowy rating dla Polski, obniżając jedynie perspektywę ze „stabilnej” na „negatywną”.

Być może Warren Buffet nie zajmował się Polską, bo już kilka lat temu przewrotnie oświadczył, że inwestując swoje pieniądze, woli zaufać własnemu instynktowi, niż ratingom agencji Moody’s. Co ciekawe, w portfolio aktywów Buffeta znajdują się także największe banki na świecie jak Wells Fargo, Bank of New York Mellon czy Goldman Sachs, który jest – oficjalnie zarejestrowanym przez Ministerstwo Finansów – uczestnikiem polskiego rynku obligacji skarbowych. A to tylko namiastka możliwości Buffetta, stanowiąca zaledwie drobny wycinek jego inwestycyjnej aktywności (Berkshire Hathaway posiada udziały w ponad 100 różnego rodzaju największych holdingach świata – m.in. Apple).

Dlatego w skali makro Polska jest dla firm Buffetta i całej reszty poważnych inwestorów zagranicznych dobrym, ale niezwykle małym rynkiem do odrabiania niewielkiej części strat poniesionych na przykład na takich walutach jak euro. Takie ratingi jak styczniowy Standard & Poor’s, czy majowy Moody’s, to elementy spekulacyjnej gry, której efekty my – zwykli Kowalscy – możemy odczuwać na kursach walut, a nasz rząd na przykład na rentowności obligacji skarbowych. Wielcy, międzynarodowi gracze (banki, fundusze inwestycyjne, towarzystwa ubezpieczeniowe) „bawią się” na dużo bardziej zaawansowanym poziomie, np. spekulują na produktach syntetycznych, takich jak chociażby CDS-y, czyli kontrakty zabezpieczające przed niewypłacalnością, które zwiększają swoją wartość, gdy rośnie ryzyko pogorszenia kondycji finansowej kraju. W takiej sytuacji prognoza destabilizacji gospodarki i sytuacji politycznej w państwie, które staje się przedmiotem spekulacji, jest na rękę międzynarodowym inwestorom.

Bardzo możliwe, że z takim wyzwaniem musiał się właśnie zmierzyć minister finansów Paweł Szałamacha. W jego przypadku możemy mieć stuprocentową pewność, że akurat on wie w co i z kim gra. Gorzej z prof. Andrzejem Rzeplińskim, któremu mogło się wydawać, że zachowuje się jak mąż stanu, a tak naprawdę pełnił rolę „pożytecznego idioty” i był wykorzystywany przez finansowe lobby do pozorowania destabilizacji sytuacji politycznej w Polsce. Oczywiście najgorzej by było, gdyby prezes Trybunału Konstytucyjnego działał z premedytacją i pełną świadomością w interesie zagranicznych inwestorów. Ale o tak zaawansowaną wiedzę z dziedziny finansów publicznych pana profesora raczej nie należy podejrzewać.

Tak czy inaczej rating Moody’s, podobnie jak styczniowy Standard & Poor’s, miał czysto spekulacyjny charakter i wbrew pozorom nie chodziło w nim o „zagrożenie” demokracji w Polsce. To była po prostu kolejna odsłona coraz bardziej brutalnej gry finansowych rekinów na rynku europejskim, która będzie się zaostrzać, im bliżej do planowanego na 26 czerwca 2016 r. brytyjskiego referendum w sprawie tzw. Brexitu.

A tak na marginesie warto „napomknąć”, że 30 marca 2016 r. nasze, polskie Ministerstwo Finansów odniosło spory sukces, wychodząc na rynek amerykański (przez konsorcjum: Barclays, BNP Paribas, Deutsche Bank, J.P. Morgan) z ofertą 10-letnich obligacji nominowanych w dolarach o wartości 1,75 mld dol. i dość niskiej rentowności (czyli korzystnej dla Polski) na poziomie 3,3 proc. Emisja ta sfinansowała ok. 52 proc. całorocznych potrzeb pożyczkowych naszego państwa. Prawie 90 proc. emisji objęły zagraniczne instytucje finansowe (ponad 75 proc. fundusze inwestycyjne). Przy tej okazji japońska agencja ratingowa JCR wystawiła polskiej gospodarce wysoką ocenę „A” z perspektywą stabilną. To może oznaczać tylko jedno – Polska jest niezwykle atrakcyjnym krajem dla inwestorów zagranicznych. Gorzej z pozostałymi krajami Unii Europejskiej.


Autor: Wojciech Surmacz, redaktor naczelny "Gazety Bankowej"

Zapraszamy do lektury czerwcowego wydania "Gazety Bankowej".

 

Zaloguj się, by uzyskać dostęp do unikatowych treści oraz cotygodniowego newslettera z informacjami na temat najnowszego wydania

Zarejestruj się | Zapomniałem hasła