Nowy numer magazynu „wSieci Historii”

opublikowano: 16 grudnia 2021
Nowy numer magazynu „wSieci Historii”

Nowy numer magazynu „wSieci Historii” otwiera cykl publikacji przypominających wydarzenia sprzed 40 lat – wprowadzenie stanu wojennego. Najnowszy numer „wSieci Historii” to także prezentacje najciekawszych publikacji książkowych, które ukazały się w serii „W służbie Niepodległej” Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego (UKSW).

Robert Ciupa w artykule „Najkrwawszy strajk stanu wojennego” przybliża okoliczności tragicznego w skutkach stłumienia przez ZOMO strajku w kopalni Wujek. 13 grudnia 1981 roku SB aresztowała działacza górniczej „Solidarności” Jana Ludwiczaka. Gdy wiadomość o tym dotarła do górników, przerwali pracę: Po godz. 6.00 przez radiowęzeł kopalniany zostało odtworzone przemówienie Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego i zmilitaryzowaniu kopalni.

Autor pisze, że w kopalni podjęto decyzję o strajku… do czasu, kiedy na kopalnię nie przybędzie Jan Ludwiczak. Rozmowy z dyrekcją nie przyniosły skutku, a brak porozumienia zradykalizował postawę załogi, która wysunęła kolejne postulaty, dotyczące m.in. zniesienia stanu wojennego, uwolnienia wszystkich internowanych oraz przestrzegania porozumień zawartych we wrześniu 1980 r. w Jastrzębiu-Zdroju. Informacja o strajku na terenie kopalni szybko rozniosła się po okolicznym osiedlu i całym mieście. 15 grudnia do kopalni trafiły informacje o pacyfikacjach w kolejnych zakładach pracy na terenie Śląska […]. Rozpoczęły się przygotowania do obrony […]. Wśród górników narastały niepokój i obawa przed atakiem […].

Ciupa przybliża też plan pacyfikacji strajkujących przygotowany przez Komendanta Wojewódzkiego MO w Katowicach: 16 grudnia ok. 9.00 odbyły się ostatnie rozmowy przedstawicieli władzy z górnikami […]. Uderzenie na kopalnię nastąpiło parę minut przed 11.00. […] do zakładu wkroczyły oddziały milicyjne, pod osłoną trzech czołgów oraz kilku bojowych wozów piechoty.

Monika Wiśniewska w materiale „Przedszkola Polski »ludowej«” porusza problem laicyzacji oświaty w okresie powojennym, w efekcie której z mapy Polski całkowicie wyrugowano tzw. przedszkola konfesyjne. Najwięcej przedszkoli konfesyjnych w Polsce organizował Kościół rzymskokatolicki oraz podległe mu instytucje, przede wszystkim „Caritas” […]. Władze oświatowe z powodów ideologicznych nie były zainteresowane rozwojem działalności przedszkoli konfesyjnych ani innych, prostszych form placówek wychowania przedszkolnego. Mimo poważnych braków w zakresie sieci przedszkolnej planowano stopniową, lecz konsekwentną, ich eliminację. W pierwszym okresie po wojnie zasadniczo pozwalano instytucjom religijnym na prowadzenie licznych, a nawet wielooddziałowych przedszkoli. Według danych szacunkowych, w roku szkolnym 1947/1948 działało 727 przedszkoli prowadzonych przez organizacje religijne, w tym na wsi – 306, a w mieście – 421. […] W 1948 r., analizując kwestie opieki nad dzieckiem, komuniści twierdzili, że nowej treści życia społecznego muszą odpowiadać nowe formy organizacyjne. Dzieci planowano powierzać tylko tym instytucjom, które nadążały za „ewolucją ustrojową” – pisze Wiśniewska.

Rzeczywiste przyczyny zamykania placówek wyznaniowych wynikały z przyczyn ideologicznych, jednakże oficjalne zarzuty stawiane wobec prowadzących przedszkola odnosiły się do kwalifikacji oraz programu. Przedszkolu parafialnemu w Bydgoszczy przy ul. Staroszkolnej 10, prowadzonemu przez siostry zakonne, zarzucano, że podczas zajęć z dziećmi nie uwzględniano wychowania ideologicznego. Wychowawczynie zakonne nie wygłaszały bowiem pogadanek o uroczystościach państwowych, a w pomieszczeniach brakowało portretów prezydenta Bieruta oraz marszałka Konstantego Rokossowskiego. Siostry próbowały „pozytywnie” ustosunkować się do uwag i dostosować wystrój wnętrza oraz treści wychowawcze – przynajmniej oficjalnie – do stawianych im wymogów. Zawiesiły wymagane portrety, a z dziećmi przedszkolnymi przeprowadziły pogadanki na temat zjednoczenia partii robotniczych, o czym informowano władze szkolne celem ochrony placówki przed zamknięciem.

W artykule „Łukasiewicz i Długosz – polscy nafciarze, społecznicy i filantropi” Waldemar Czechowski przybliża czytelnikom ciekawą historię oleju skalnego, jak nazywano w XIX wieku ropę naftową. Surowiec, z którego wytwarzano naftę oraz benzynę wydobywano na terenie karpackich lasów.

Region Podkarpacia, okolice Gorlic, Jasła czy Krosna, pełne są tzw. kopanek i dołków, z których od setek lat sączyła się z głębi ziemi czarna maź. W starych kronikach, sięgających XV w., nazywana już była „olejem skalnym”. Maź, czyli produkt prostego zagęszczania ropy przy jednoczesnej destylacji, była pierwszym ludowym produktem. Miejscowa ludność, widząc interes ze sprzedaży mazi i pierwszych produktów olejarskich, zaczęła tworzyć sieci połączeń, które rozwinęły się na szeroką skalę, wspierając później tworzący się przemysł naftowy. Smarowidło do kół wozów konnych rozwozili „maziarze”. Tak pojawił się biznes maziarski – najpierw indywidualny, potem rodzinny. W powiecie gorlickim leży wieś Łosie, nazywana też „wioską maziarską”. Łemkowie i mieszkańcy podkarpackich wiosek wydobywali ropę z pogłębianych dołów i naturalnych wycieków metodą chałupniczą. Docierali ze swoim produktem do odległych miejsc i ościennych krajów. Z podkarpackich Łosi i Ropy dowożono tę cenną maź na Słowację i Węgry, a nawet do Wiednia, a w pierwszych dekadach XX w. także do Rygi czy Wilna – czytamy w artykule.

Mariusz Olczak w tekście „»Psotny Kazik« i »Pijawki« – o emocjach dowódców w konspiracji” opisuje wojenne perypetie reprezentantów polskich sił zbrojnych podczas II wojny światowej. Skupia się m.in. na postaci Komendanta Głównego ZWZ Stefana Roweckiego ps. Grot. Przedstawia przykłady jego dość porywczej natury. Roweckiemu szczególnie zależało na scaleniu wysiłku zbrojnego i organizacyjnego Podziemia. Po rozkazie nr 74 „Scalenie wysiłków wojskowych w Kraju” z listopada 1942 r. niezwykle nerwowo reagował na indywidualne niesubordynacje podkomendnych, a tym bardziej był zdeterminowany w dyscyplinowaniu politycznych zapędów niektórych dowódców.[…] Kiedy Uderzeniowe Bataliony Kadrowe (UBK) uformowane przez Bolesława Piaseckiego i Konfederację Narodu ruszyły na wschód, „Grot” nie krył oburzenia. 13 marca 1943 r., wyraźnie wyprowadzony z równowagi i poirytowany po otrzymaniu kolejnych informacji o działaniach Piaseckiego, wielkimi literami ołówkiem napisał z tyłu i na marginesie meldunku od Remigiusza Grocholskiego ps. Waligóra: „Waligóra! Cóż za bzdury wyprawia ten »Bolesław«. Weźcie go za łeb – albo każę przerwać w ogóle jakiekolwiek wykorzystanie jego gromadki i docisnę jedynie likwidację K[onfederacji] N[arodu]”. Przyznam, że tak stanowczo nie wypowiadał się w adnotacjach żaden z komendantów głównych – czytamy. Roweckiemu przeszkadzała również zbyt duża wystawność posiedzeń KG AK, która mocno kontrastowała z realiami okupacyjnymi. Zaordynował, że w związku z tym, iż „zostaliśmy potraktowani nadmiernie obfitym jedzeniem, to: 1) przeszkadza w pracy, 2) nie czas na wyżerę”.

Z artykułu „Moniuszko – piewca polskości” Jerzego Miziołka dowiadujemy się o tym, jak wielki wpływ miała twórczość wybitnego kompozytora na krzewienie patriotyzmu i utrwalanie polskości w trudnych czasach zaborów. Jak czytamy, nawet same okoliczności przedstawiania publiczności „Halki” i „Strasznego dworu” były wyjątkowe. Premiery obu arcydzieł operowych Moniuszki miały miejsce na deskach Teatru Wielkiego (nie pozwolono go nazwać Narodowym), jednym z tych niezwykłych miejsc stolicy, w których język polski był dozwolony nawet w czasach bezwzględnej rusyfikacji.

Dowiadujemy się również, że Warszawa była świadkiem różnego rodzaju zrywów i manifestacji niepodległościowych. W czasie manifestacji przeciwko rosyjskiemu zaborcy w 1861 r. na ulicach Warszawy padły pierwsze ofiary. Dwa lata później, wraz z wybuchem powstania styczniowego, tych ofiar było bardzo wiele, a Teatr Wielki znacznie ograniczył swoją działalność. Kolejny zamach na namiestnika planowano na 5 marca 1863 r. w Teatrze Wielkim podczas przedstawienia „Halki”. Zamach się nie udał, choć na widowni miało czyhać stu zbrojnych w rewolwery i sztylety spiskowców. Kolejne nieudane zamachy miały miejsce 19 września i 2 listopada; pierwszy na Nowym Świecie na nowego namiestnika Fiodora Berga, drugi u zbiegu ulic Senatorskiej i Daniłłowiczowskiej na jenerał-majora Trepowa. Zamachowców schwytano i powieszono na placu Teatralnym 12 listopada przed południem. Szubienica stała na placu ku przestrodze jeszcze na początku roku następnego – czytamy.

Więcej w nowym wydaniu magazynu „wSieci Historii”, w sprzedaży już od 16 grudnia br., dostępnym również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.

Zapraszamy też do subskrypcji magazynu w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl oraz oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.