Obligacje zapraszają do gry
Ceny obligacji skarbowych skokowo wzrosły, bo inwestorzy są pewni, że Fed obniży stopy we wrześniu, a także, że inflacja będzie nadal spadać. Obniżki stóp historycznie były zapowiedzią dobrych miesięcy dla cen obligacji
Wygląda na to, że inwestorzy podjęli rozstrzygające decyzje. Ostatnie dni przyniosły silne umocnienie obligacji (spadek rentowności) skarbowych na całym świecie, na co zapowiadało się od dłuższego czasu. Jeszcze w kwietniowym komentarzu, gdy ceny obligacji spadały, a rentowności rosły do lokalnych szczytów pisaliśmy, że ruch ten może okazać się tylko korektą w trendzie spadku rentowności. Na rozstrzygnięcie trzeba było poczekać, ale spadek rentowności w mijającym tygodniu przybrał imponujące rozmiary. W przypadku naszych dziesięciolatek mówimy o prawie 37 pkt bazowych (do 5,25 proc.) od poniedziałkowego otwarcia, co oznacza najsilniejszy ruch tygodniowy od marca 2023 r.
Wzrost cen wspierały dane o inflacji. Choć wzrosła do 4,2 proc. po częściowym uwolnieniu cen energii, to jednak był to wzrost słabszy od oczekiwanego (4,4 proc.). Błyskawicznie pojawiły się więc opinie, że RPP nie będzie czekać z obniżkami stóp do początku 2026 r., ale mogą się one pojawić już wiosną przyszłego roku, kiedy efekt niskiej bazy powoli będzie dogasał.
Nie ma się jednak co łudzić - karty na rynku obligacji rozdają rynki bazowe, a nie lokalne dane o inflacji. Wzrostowi notowań naszych papierów towarzyszył analogicznie silny spadek rentowności obligacji amerykańskich, co z kolei było reakcją na słabsze od oczekiwań odczyty aktywności w przemyśle i słabsze od oczekiwań dane z rynku pracy (wzrost stopy bezrobocia do 4,3 proc., mniej nowych miejsc pracy). Rynek jest więc pewny, że spadająca aktywność ekonomiczna przesądza o obniżkach stóp w USA, zwłaszcza, że od wielu miesięcy pojawiały się głosy, że Fed jest z decyzjami już spóźniony.
Co to wszystko oznacza dla inwestorów? Po pierwsze, wyłamanie z trwającej od kilku miesięcy stabilizacji, którą poprzedził spadek cen obligacji widoczny od początku roku. To jak przebudzenie po długiej drzemce. Dotychczasowe korekty wzrostowe (tj. spadku rentowności) na rynku obligacji miały przebieg gwałtowny, a spadek rentowności trwał raptem kilka tygodni (mowa o rajdach z ostatnich trzech lat). Po tak silnym ruchu, jaki obserwowaliśmy w tym tygodniu można dojść do wniosku, że spora część ruchu poprzedzającego spadek stóp została już wykonana. Wszak rentowność obligacji dziesięcioletnich spadła w okolice 3,8 proc., czyli 1,5 pkt proc. poniżej stopy referencyjnej. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że historycznie rentowność obligacji przewyższała stopę Fed Fund. Rentowność naszych dziesięciolatek spadła do 5,25 proc., a stopa referencyjna NBP to 5,75 proc. - rynek dyskontuje już pierwsze obniżki stóp, od których prezes NBP jak dotąd zdecydowanie się odżegnywał. Tak czy inaczej, spadek rentowności to zarazem dyskontowanie przyszłych obniżek, więc - choć zmiany zachodzą gwałtownie - może się okazać, że nie warto gonić rynku. A już z pewnością nie warto przywiązywać się do skokowej poprawy stóp zwrotu funduszy dłużnych, choć w krótkim terminie okażą się zapewne imponujące, zaś za kilka tygodni (w październiku) mogą błyszczeć także w skali roku. Na dłuższą metę warto zastanowić się, czy inflacja faktycznie odeszła. Trwający wzrost cen może się wciąż jeszcze okazać tylko okazją do osiągnięcia szybkich zysków, ruchem powrotnym do wybitego z przytupem trendu, po którym nastąpi dalszy wzrost rentowności. Bo nawet jeśli inflacja zacznie spadać, to zadłużenie, zwłaszcza USA, pozostanie ciężkim brzemieniem, zwłaszcza w obliczu gospodarczego spowolnienia.
Na rynku korporacyjnym bez zmian. Emisje publiczne rozchodzą się jak świeże bułeczki, trzykrotne nadsubskrypcje stały się nową normą.
Emil Szweda, Obligacje.pl