Ostra podwyżka stóp procentowych w strefie euro
Europejski Bank Centralny drugi raz z rzędu podniósł stopy procentowe o 75 punktów bazowych. Główna stopa depozytowa została wywindowana do poziomu 1,5 proc., a jeszcze w czerwcu br. miała wartość ujemną (minus 0,5 proc.). W efekcie koszt pieniądza w Eurolandzie stał się najwyższy od 2008 r.
– Rada Prezesów Europejskiego Banku Centralnego zdaje się patrzeć przez palce na czarne chmury nieprzerwanie kłębiące się nad Eurolandem i kontynuuje agresywne zacieśnianie swojej polityki fiskalnej. Oczywiście wszystko przez inflację, która we wrześniu otarła się o 10 proc. i była najwyższa w historii strefy euro – komentuje czwartkową decyzję EBC Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Znikająca zapowiedź serii podwyżek
Ogłaszając kolejną ostrą podwyżkę stóp procentowych, europejskie władze monetarne starają się zachować oblicze potwierdzające pełną determinację w walce z rekordowym wzrostem cen. Nie pozwoliły sobie jednak na deklaracje, że następne ruchy stóp będą równie mocne. Kolejne decyzje mają zapadać z posiedzenia na posiedzenie, co oznacza, że bank wycofał się z zapowiedzi o serii podwyżek.
Decydenci EBC uznali jednocześnie, że jest za wcześnie, by podejmować trudne decyzje odnośnie do przyszłości sumy bilansowej. Ratunkowe narzędzia czasu pandemicznego kryzysu, głównie skup aktywów, napompowały ją z ok. 4,7 do astronomicznej wartości przeszło 8,8 biliona euro. Zapowiedziano jedynie zmianę warunków programu tanich pożyczek TLTRO III, w celu skłonienia banków do ich wcześniejszej spłaty.
– Przed dzisiejszym posiedzeniem oczekiwano, że na trzech kolejnych posiedzeniach w grudniu, lutym oraz marcu stopy łącznie wzrosną o dalsze 1,25 punktu procentowego. To bardzo wysoko zawieszona poprzeczka, do której trudno dosięgnąć, tym bardziej w obliczu ostatniej, bardzo dynamicznej poprawy kondycji wspólnej waluty – ocenia ekspert z Cinkciarz.pl.
Gasną obawy kryzys gazowy i walutowa panika
W minionych kilku dniach panika z przełomu września i października ustąpiła. W kilka tygodni euro podrożało w relacji do dolara o kilka procent i znów stało się więcej warte od amerykańskiej waluty. Dzięki temu za dolara płaciliśmy 4,70 zł, czyli najmniej od pięciu tygodni. W tym samym czasie kurs euro zanurkował do 4,75, a franka obniżył się pod 4,80 zł i na chwilę osiągał najniższe pułapy od końcówki lipca.
– Za nagłą odwilż w notowaniach walut, ale także na parkietach akcyjnych (nawet rodzimy WIG20 od dna bessy odbił się na przeszło 10 proc.) i zwrot na rynku obligacji odpowiada nie tylko wygasanie obaw o kryzys gazowy, ale także ponowne pojawienie się nadziei, że na horyzoncie zaczyna majaczyć kres cyklu zacieśniania w Stanach Zjednoczonych. Wprawdzie w przyszłą środę Rezerwa Federalna podniesie stopy już czwarty raz z rzędu o 75 punktów bazowych (do najwyższego od kilkunastu lat przedziału 3,75-4,50 proc.), ale inwestorzy liczą, że będzie to już ostatni tak gwałtowny ruch, a podwyżki zakończą się na początku 2023 r. – wyjaśnia Bartosz Sawicki z Cinkciarz.pl.
Wiele zależy od decyzji Fed i RPP
Nadzieje te mogą jednak okazać się płonne, a entuzjazm znów w mgnieniu oka wyparować i ustąpić miejsca niekorzystnym dla złotego minorowym nastrojom inwestycyjnym. Decydenci z Fed utrzymują wszak ostry kurs w swoich wypowiedziach, inflacja bazowa w USA osiągnęła we wrześniu 40-letni szczyt, a rynek pracy jest rozgrzany do czerwoności. Co więcej, najświeższe dane wykazały, że po dwóch kwartałach z ujemną dynamiką PKB, amerykańska gospodarka w III kw. br. wzrosła aż o 2,6 proc. (w ujęciu zannualizowanym), przy lepszym od prognoz wyniku konsumpcji.
– Oznacza to, że choć kursy walut mogą mieć już za sobą tegoroczne ekstrema, to potencjał do ich dalszego dynamicznego obniżania się mógł zostać już wyczerpany. Z perspektywy złotego zagrożeniem jest także listopadowe posiedzenie Rady Polityki Pieniężnej. W bieżącym cyklu RPP zaskakiwała i mocniejszymi podwyżkami i ich mniejszą skalą. Trzy ostatnie niespodzianki – z maja, lipca i przede wszystkim października – działały jednak na niekorzyść polskiej waluty – przypomina Bartosz Sawicki.
Źródło: materiały prasowe