Plan B dla eksportera
Sytuacja polskich firm sprzedających swoje towary i usługi za granicę jest dość dobra. Ale zawsze warto mieć plan działania na wypadek głębszej recesji. Jakub Makurat, Dyrektor Generalny Ebury Polska, podpowiada co powinien zawierać taki plan.
Wszystko wskazuje, że wraz z końcem 2019 r. odnotujemy pierwszą dekadę w historii, w trakcie której nie doszło do recesji o charakterze globalnym. Przykładowo w pierwszej dekadzie XXI wieku były dwa takie okresy: jeden zaczął się w 2001 r., a drugi w 2007 r., i nie dziwi, że nie tylko eksperci i analitycy, ale i przedsiębiorcy coraz częściej obawiają się kolejnej recesji.
Osobiście nie spodziewam się jej zbyt szybko i jestem „umiarkowanym optymistą” jeśli chodzi o aktualną sytuację makroekonomiczną w Polsce i na świecie. Na ten pogląd wpływa m.in. obserwowana od kliku lat polityka pieniężna banków centralnych, które przyjęły na siebie rolę bardzo aktywnego „strażnika” kondycji gospodarczej poszczególnych krajów i wydają się być zdeterminowane przeciwdziałaniu spowolnieniu gospodarczemu. Mój „umiarkowany optymizm” wspierają także dane gospodarcze z Polski. Przykładowo, jak podał GUS, krajowy eksport w okresie od stycznia do sierpnia 2019 roku wyniósł 153,3 mld euro – a to wzrost aż o 4,8% w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku.
A jeśli nie jest tak dobrze, jak się wydaje?
W ostatnim czasie rozmawialiśmy z wieloma polskimi przedsiębiorcami opierającymi swoje biznesy w znacznym stopniu o zagraniczną sprzedaż towarów. Wśród krajowych eksporterów także nie widać zbyt wyraźnych obaw o nagłe załamanie gospodarcze. W zdecydowanej większości są oni zadowoleni z obecnej sytuacji i choć część z nich dostrzega symptomy spowolnienia, to z pewnością nie widać oznak paniki i nie ma powodów do kreślenia pesymistycznych scenariuszy.
Taka sytuacja to oczywiście powód do zadowolenia. Jednak wieloletnie doświadczenie w biznesie uczy, że zawsze należy zachować ostrożność i czujność. Jak mawiał Warren Buffett: „dopiero podczas odpływu okazuje się kto pływał nago”. Aby więc nie zostać „nagim” (bankrutem) podczas „odpływu” (kryzysu) warto być przygotowanym na ewentualność nagłego pogorszenia się sytuacji gospodarczej i biznesowej.
Obecnie ostrożność jest szczególnie zalecana ze względu na obawy zagranicznych przedsiębiorców i menedżerów. Pogarszają się ich nastroje, np. wskaźnik PMI dla przemysłu strefy euro spadł we wrześniu br. do 45,7 pkt, z 47 pkt miesiąc wcześniej. Niektóre tzw. twarde dane również niepokoją, tj. zamówienia w sektorze przemysłowym w Niemczech, czyli w kluczowej gospodarce strefy euro, były w sierpniu prawie 10% mniejsze rok do roku. Do tego dodać należy także ryzyka strukturalne w Europie Zachodniej, np. trendy demograficzne.
Nadal dużą niewiadomą dla polskich eksporterów jest także nierozstrzygnięta kwestia formuły wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Wciąż mamy do czynienia z perspektywą tzw. twardego Brexitu, który może skutkować nagłym załamaniem się eksportu do tego kraju. Taki rozwój sytuacji na Wyspach byłby dużym ciosem dla wielu polskich eksporterów, porównywalnym z nagłym kryzysem finansowym z 2007 r.
Dobrym barometrem dla gospodarki jest kondycja firm transportowych. Dane z firm zajmujących się logistyką często mogą – pokazując skokowy spadek zamówień – ostrzegać przed kryzysem. Choć sytuacja w polskiej branży transportowej nadal jest stabilna, to jednak obserwujemy pewne pogorszenie nastrojów w tej branży.
Wszystkie powyżej wymienione czynniki ryzyka sprawiają, że odpowiedzialny przedsiębiorca powinien posiadać plan na wypadek głębszego spowolnienia, a może nawet i recesji o zasięgu globalnym.
Konkretne podpowiedzi dla eksporterów
Jak więc być przygotowanym na nadejście nagłej i niespodziewanej recesji? Oczywiście żadnemu przedsiębiorstwu nigdy nie uda się całkowicie uniknąć kryzysu. Jednak przestrzegając kilku zasad, można znacznie ograniczyć jej negatywne skutki.
Pierwsza rada jest dość oczywista. To posiadanie rezerw finansowych na trudne czasy. Wbrew pozorom, w dobie trwającej niezłej koniunktury i dość łatwo dostępnego finansowania, trzymanie rezerw, w tym gotówki „na czarną godzinę” nie jest wciąż powszechną praktyką wśród firm.
Po drugie, należy stosować pewnego rodzaju asertywność w stosunku do możliwości inwestycyjnych. W okresie, kiedy rośnie ryzyko wystąpienia recesji powinno się szczególnie roztropnie podejmować decyzje np. o rozbudowanie mocy i przy okazji zwiększaniu bazy kosztów stałych. Pozbawiają one przedsiębiorstwo nie tylko nadwyżki kapitału, ale bardzo często skokowo zwiększają jego zadłużenie.
Kolejna podpowiedź to dywersyfikacja rynków, na których działa nasza firma. Kryzys nie oznacza przecież, że nagle we wszystkich miejscach na świecie następuje taki sam spadek popytu – są miejsca, gdzie jest on bardziej odczuwalny, ale są i także takie regiony na świecie, gdzie nadal jest duże zapotrzebowanie na określone dobra i usługi. Aktualnie – widząc oznaki słabości krajów Europy Zachodniej – postawiłbym przede wszystkim na Europę Środkowo-Wschodnią – jako miejsce, gdzie można cały czas szukać wzrostu. To w naszym regionie wciąż tkwią duże rezerwy i szanse dla polskich eksporterów. Warto szukać swoich rynków zbytu zwłaszcza w takich krajach jak Rumunia, Czechy i Węgry, a także wybranych krajach bałkańskich. Dodatkowo, polscy przedsiębiorcy najczęściej są świadomi, że przyszły globalny wzrost gospodarczy będzie napędzany przede wszystkim przez gospodarki krajów Dalekiego Wschodu, Azji Południowo-Wschodniej, czy nawet wybranych krajach Afryki. To na tych rynkach przedsiębiorstwa, mające już silną pozycję w kraju, powinny szukać szans na rozwój i dywersyfikować źródła swoich przychodów.
Po czwarte, chcąc zniwelować negatywne skutki ewentualnego kryzysu, nie można zapominać o tak fundamentalnej kwestii, jak systematyczne zabezpieczanie transakcji handlowych bezpiecznymi kontraktami terminowymi typu forward. Turbulencje w globalnej gospodarce zawsze przekładają się na rynek finansowy, a co za tym idzie m.in. na większą zmienność na rynku walutowym. W czasie dekoniunktury kapitał kieruje się w kierunku tzw. bezpiecznych przystani, czyli głównie do dolara amerykańskiego, jena japońskiego i franka szwajcarskiego. Kursy walut krajów rozwijających się, m.in. polskiego złotego, stają się wówczas bardziej zmienne. Podwyższona zmienność generuje większe ryzyko dla wszystkich firm posiadających ekspozycje walutowe, a to przekłada się na niepewność co do marży handlowej zawieranych kontraktów.
Lekcja historii z kryzysu finansowego 2007-2009
Co więcej, gdy sięgniemy pamięcią do lat 2007-2009 to wiemy, że ewentualne osłabienie się złotego podczas kryzysu to niejedyny problem (głównie dla importerów), a negatywne czynniki się nakładają i w efekcie potęgują. Np. gdy pod koniec minionej dekady polski złoty w bardzo krótkim okresie skokowo osłabł, to dodatkowo w tym samym czasie nastąpił spadek zamówień o kilkadziesiąt procent.
Tak jak wspomniałem ryzyko podwyższonej zmienności złotego w stosunku do innych walut jest dość łatwe do zabezpieczenia dzięki stosowaniu kontraktów terminowych. Ostatnia podpowiedź jest już dużo bardziej wymagająca w realizacji. W okresie, gdy mamy podwyższone ryzyko wystąpienia kryzysu warto uważnie monitorować jakość kredytową naszych klientów, a także ich solidność i wypłacalność. W czasach około kryzysowych jest to szczególnie istotne, ponieważ wtedy najważniejszym jest, aby nie tracić gotówki. Dlatego czasem lepiej uniknąć niepewnego kontrahenta niż zaryzykować, i po nieoczekiwanym wybuchu globalnego kryzysu narazić się na stratę, która nadwyręży stabilność finansową naszej firmy.
Na koniec podpowiedź oparta na intuicji, a nie na faktach – ufaj swoim klientom i wsłuchuj się w ich głos. Jeśli pomimo stosunkowo dobrej sytuacji w krajowej gospodarce, coraz częściej informują oni o niepokojących sygnałach (np. spadku popytu) to nie należy tego ignorować. Dlatego warto już dziś odświeżyć swój plan działania na ewentualny kryzys w globalnej gospodarce.
Jakub Makurat, Dyrektor Generalny Ebury Polska