Rok (niemal) zerowych stóp procentowych
Ponad 4 miliardy złotych – tyle przez ostatni rok Polacy zaoszczędzili na odsetkach od złotowych kredytów mieszkaniowych. Stratni są natomiast oszczędzający. W ciągu roku banki naliczyły im o ponad 8 miliardów mniej odsetek.
W sobotę (29 maja) swoje pierwsze urodziny obchodziły w Polsce niemal zerowe stopy procentowe. Nieprzerwanie wzbudzają one skrajne uczucia. Kredytobiorcy cieszą się z nich, bo dzięki nim płacą niższe odsetki od swoich długów. Do tego – przy niższym oprocentowaniu same kredyty są dla wielu osób bardziej dostępne. Wszystko dlatego, że niższe oprocentowanie co do zasady powinno skutkować wyższą zdolnością kredytową.
Efekt jest taki, że gospodarstwa domowe, które mają złotowe kredyty hipoteczne, zaoszczędziły w ciągu roku w sumie ponad 4 miliardy złotych. O tyle mniejsze odsetki banki naliczyły ze względu na to, że podstawowa stopa procentowa spadła z 1,5 proc. do 0,1 proc..
Na lokatach realnie tracimy
Są jednak i tacy, w których niskie stopy procentowe budzą negatywne emocje. Mało tego – ta grupa jest najpewniej liczniejsza niż wcześniej wspomniane grono kredytobiorców. W sumie trudno się dziwić. Nie jest normalną sytuacja, w której wyciągając z lokaty oszczędności (pomimo naliczenia odsetek), można za nie kupić mniej niż w dniu zakładania depozytu. A tak właśnie jest dziś. Nie dość, że przeciętne oprocentowanie lokat jest rachitycznie niskie, to od symbolicznych odsetek trzeba zapłacić podatek (19 proc.), a gdyby tego było mało, to jeszcze siłę nabywczą oszczędności skutecznie podgryza inflacja.
Nawiasem mówiąc niski poziom stóp procentowych potrafi przyczynić się też do tego, że ceny w sklepach, na stacjach benzynowych czy w punktach usługowych rosną szybciej. W dużym uproszczeniu działa to tak, że jeśli kredyty są tanie, a oszczędzanie się nie opłaca, to więcej dóbr i usług chcemy kupować. Jeśli popyt rośnie, a rzeczy do kupienia w międzyczasie nie przybyło, to rosną ceny.
Fakty są takie, że w ostatnim czasie inflacja cen wielokrotnie szybciej pochłania siłę nabywczą oszczędności niż banki dopisują do nich odsetki. Prognozy sugerują, że statystycznie rzecz biorąc – przeciętna roczna lokata kończąca się w bieżącym kwartale, będzie dawała realne straty na poziomie 4-5 proc.. Tak słabych wyników nie notowaliśmy od co najmniej kilkunastu lat.
Polacy uciekają z lokat
W sumie trudno się dziwić, że w ostatnim roku przeważała ta grupa rodaków, która doszła do wniosku, ze trzymanie pieniędzy na bankowym depozycie może nie mieć sensu. To dlatego w ciągu 12 miesięcy z lokat wycofana została co trzecia złotówka – sugerują dane NBP.
Znowu gdybyśmy pokusili się o pewnego rodzaju zabawę na liczbach i sprawdzili jakie konsekwencje przyniosły niemal zerowe stopy procentowe dla Polaków, to warto przytoczyć dane NBP na temat odsetek naliczonych od depozytów. I tak około rok temu - w kwietniu 2020 roku gospodarstwa domowe trzymały w bankach (na rachunkach i lokatach) 934 miliardy złotych. Za to banki w ciągu miesiąca doliczyły do tej sumy prawie 2 miliardy złotych odsetek. Dziś w bankach trzymamy więcej pieniędzy (ponad bilion złotych), a i tak odsetki są niższe i to o ponad połowę niższe. Według danych NBP w kwietniu br. banki naliczyły gospodarstwom domowym, które powierzyły im swoje oszczędności tylko 898 milionów złotych odsetek. W sumie przez ostatnich 12 miesięcy banki w związku z niższymi stopami procentowymi naliczyły od depozytów gospodarstw domowych około 8 miliardów mniej odsetek.
Odsetki wzrosną, ale nie wiadomo kiedy
Od kilku miesięcy zaognia się spór pomiędzy zwolennikami aktualnej polityki monetarnej oraz tymi, którzy uważają, że stopy procentowe powinny pójść w górę. Pierwsi zwracają uwagą na fakt, że jesteśmy dopiero na początku drogi do trwałej poprawy w gospodarce – jej odbudowy i rozwoju. W tym obozie dominuje przekonanie, że gospodarka jest najważniejsza i to najpierw ona musi nabrać wiatru w żagle. Podniesienie stóp procentowych mogłoby natomiast negatywnie wpłynąć na możliwości firm do odbudowy potencjału po epidemicznych zawirowaniach. Wyższe stopy procentowe mogłyby ponadto umocnić rodzimą walutę, a więc teoretycznie negatywnie wpłynąć na bilans handlu zagranicznego. Walka z inflacją spada w tym układzie na drugi plan – szczególnie, że dostępne analizy wciąż dają nadzieję na to, że inflacja może w drugiej połowie roku wytracić trochę impetu.
Z grubsza takie argumenty dominują dziś w Radzie Polityki Pieniężnej. Jest to ciało, które decyduje w Polsce o poziomie stóp procentowych, a więc też pośrednio o tym jak oprocentowane są kredyty i depozyty.
Druga frakcja nie zasypia jednak gruszek w popiele. Zwolennicy podwyżek stóp procentowych zwracają uwagę na fakt, że utrzymywanie kosztu pieniądza na tak niskim jak dziś poziomie powoduje, że Polacy borykają się z realnie ujemnym oprocentowaniem lokat, ale też zbyt niskim oprocentowaniem kredytów. To powoduje, że rodacy mogą się nadmiernie zadłużać, ale też mogą pojawiać się bańki spekulacyjne czy więcej osób jest podatnych na wpadanie w sidła zastawiane przez piramidy finansowe. Dzieje się tak między innymi dlatego, że oszczędzający obserwują jak siła nabywcza ich kapitału jest niszczona przez inflację, więc mają większą skłonność do ryzykownego inwestowania. A gdyby tego wszystkiego było mało, to winna temu inflacja jest dodatkowo stymulowana niskim poziomem stóp procentowych, które powodują, że rośnie popyt na wszelkiego typu dobra i usługi. Jeśli ilość rzeczy, które możemy kupić byłaby stała, to rosnące grono kupujących faktycznie powinno spowodować, że sprzedający podnieśliby ceny.
A co na to rynek? Patrząc na aktualne kontrakty terminowe na WIBOR, można wysnuć wniosek, że powrót stóp procentowych do poziomu sprzed epidemii potrwa dość długo. Stopy procentowe na poziomie sprzed epidemii powinniśmy bowiem zobaczyć dopiero za około 3 lata. Warto więc przypomnieć, że wtedy także kredyty były i tak już dość tanie, a lokaty na tyle słabo oprocentowane, że co do zasady nie dawały realnie zarobić.
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments