Rynek ignoruje czarne wizje MFW
W licytacji na najtragiczniejszą prognozę makroekonomiczną Międzynarodowy Fundusz Walutowy ustawił się na czele stawki. Przynajmniej w odniesieniu do polskiej gospodarki, dla której przewiduj spadek PKB o 4,6 proc. Prognoza globalna nie jest jednak o wiele lepsza. Rynkowi to jednak nie przeszkadza, w grze nadzieje na szybkie otwieranie gospodarek.
MFW na ten rok zakłada spadek globalnego PKB o 4,2 proc. - zdecydowanie najmocniej od II Wojny Światowej. Dla porównania w 2009 roku PKB skurczyło się o 1,6 proc., a 38 proc. krajów objętych prognozami mimo wszystko notowało wzrost. Teraz ma to być mniej niż 10 proc. ze względu na zasięg geograficzny pandemii. Co więcej, Fundusz przygotował trzy scenariusze alternatywne, z których... każdy jest jeszcze gorszy, zakłada bowiem późniejsze otwieranie gospodarek niż od lipca oraz możliwy nawrót pandemii. Prognoza dla Polski jest bardziej pesymistyczna niż oczekiwania rynku, choć zakłada i tak mniejszy spadek PKB niż np. w Niemczech (-7 proc.), czy w Grecji (-10 proc.). W przeszłości duże instytucje, takie jak MFW, często były krytykowane za spóźnione prognozy, czy zatem tym razem szybkie działanie Funduszu zmieni tę ocenę? A może tak fatalne prognozy są częścią polityki, mającej zachęcić rządy do działania i wybić im z głosy protekcjonizm?
Jak na ironię, akurat w dniu ogłoszenia tych prognoz rynki mocno rosły, szczególnie GPW. Inwestorzy, którzy wcześniej panikowali, teraz są pewni – najgorsze jest już za nami. W grze jest względnie szybkie otwieranie gospodarek, co ma zmniejszyć cios ekonomiczny. Optymizm jest tak duży, że inwestorzy (po krótkiej chwili namysłu) zignorowali nawet fatalne wyniki amerykańskich banków, które otworzyły sezon raportów kwartalnych na Wall Street. Co prawda, wykazały one zysk, ale zawiązały bardzo wysokie rezerwy na złe kredyty. Dla JP Morgan są one bliskie rekordom z poprzedniego kryzysu, Wells Fargo zaś zapowiedział, że oczekuje braku istotnej poprawy sytuacji do końca 2021 roku. Dziś (przed sesją w USA) swój raport opublikuje Bank of America, można spodziewać się podobnego wybrzmienia raportu. Rynek, szczególnie w USA, przypomina teraz pędzący pociąg – trudno do niego wskoczyć, ale próba zatrzymania go poprzez wyskoczenie na tory to jeszcze gorszy pomysł. Wydaje się, że najsensowniejszą opcją jest poczekanie, czy nie wykolei się na zbyt wysokich oczekiwaniach.
Dziś w kalendarzu poza wynikami mamy kilka ciekawych pozycji, głównie z USA. O 13:00 poznamy dane o tygodniowych wnioskach dotyczących kredytów hipotecznych, które nagle z nieistotnego raportu stały się ciekawym (bo o dużej częstotliwości) barometrem. O 14:30 poznamy dane o sprzedaży detalicznej za marzec, co do której rynek zakłada spadek o 8 proc. m/m. Dla porównania we Francji sprzedaż spadła w marcu o... 24 proc. m/m. Pamiętajmy, że uwzględnia to też sprzedaż żywności. W USA restrykcje weszły później niż we Francji, ale mimo to konsensus wydaje się dość optymistyczny. Jednocześnie poznamy indeks aktywności biznesowej za kwiecień, zaś 45 minut później marcową produkcję przemysłową. O 16:00 decyzję ws. polityki pieniężnej podejmie Bank Kanady, zaś o 20:00 poznamy Beżową Księgę Fed, która również może rzucić trochę światła na perspektywy gospodarcze. Najciekawiej zapowiada się jednak wystąpienie prezydenta Trumpa ws. otwarcia gospodarki, które z pewnością będzie kontrowersyjne. Część gubernatorów już zapowiedziała, że nie podporządkuje się decyzjom Białego Domu, jeśli miałyby one narazić zdrowie mieszkańców.
Dziś o poranku obserwujemy umiarkowane osłabienie walut z rynków wschodzących, gdzie do tej pory trudno było szukać euforii. Tanieje głównie peso, ale złoty też jest pod presją.
dr Przemysław Kwiecień, Główny Ekonomista XTB