Siedem lat łagodnej polityki pieniężnej
Im dłużej Rada Polityki Pieniężnej utrzymuje stopy procentowe na niskim poziomie, tym dłużej mamy słabo oprocentowane lokaty i tanie kredyty. Jak tanie? - analizuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments
W wyniku prowadzenia łagodnej polityki monetarnej przeciętny posiadacz kredytu mieszkaniowego zaoszczędził przez ostatnie 84 miesiące ponad 25 tysięcy złotych. Gorzej mają za to korzystający z bankowych lokat, których oszczędności pracują dziś na prawie cztery razy niższym procencie.
Aż trudno uwierzyć, że mija już siedem lat od momentu, w którym Rada Polityki Pieniężnej postanowiła rozpocząć cykl obniżek stóp procentowych. Jego początek miał miejsce w listopadzie 2012 roku. Przed cięciami podstawowa stopa wynosiła 4,75 proc. Po łącznie aż 10 obniżkach – w marcu 2015 roku zmalała ona do historycznie niskiego poziomu - 1,5 proc. Od tego czasu nic się nie zmieniło. Ta trwająca lata niezmienność kosztu pieniądza w Polsce to podstawowy powód, dla którego posiadacze lokat i kredytów, z mniejszymi wypiekami na twarzach obserwują w ostatnim czasie efekty comiesięcznych spotkań RPP.
Może więc warto czasem przypominać, że to przecież poziom stóp procentowych jest kluczowym wskaźnikiem zarówno dla osób posiadających kredyty, jak i dla tych, którzy powierzyli bankom swoje oszczędności. To od poziomu stóp procentowych w największym stopniu zależy bowiem to jak zmienia się wysokość rat złotowych kredytów mieszkaniowych. Koszt pieniądza przekłada się też na to jak wysokie oprocentowanie lokat proponują nam banki.
Dzięki radzie rata w dół
Zacznijmy jednak od tej przyjemniejszej strony równania, po której stoją kredytobiorcy. Ci którzy wybrali zobowiązania w rodzimej walucie od wielu miesięcy cieszą się relatywnie niskimi ratami swoich zobowiązań. Aby pokazać skalę oszczędności najlepiej posłużyć się konkretnym przykładem. Załóżmy, że ktoś zadłużył się w celu zakupu mieszkania pod koniec 2012 roku na 25 lat i kwotę 200 tysięcy złotych. Wtedy rata takiego długu opiewała na około 1400 złotych miesięcznie (zakładamy na podstawie danych NBP, że kredyt był oprocentowany na 6,9 proc. w skali roku).
Postępujące łagodzenie polityki monetarnej spowodowało jednak, że już w połowie kolejnego roku rata wspomnianego długu spadła poniżej 1200 złotych. Kolejne cięcia już pod koniec 2014 roku pozwoliły cieszyć się ratą na poziomie około 1100 złotych, a od marca 2015 roku bank żądał co miesiąc zwrotu kwoty nie wyższej niż 1070 złotych. W sumie więc w budżecie domowym modelowego kredytobiorcy w omawianym okresie została kwota ponad 25,2 tysięcy złotych. O tyle mniej pieniędzy pochłonęły w sumie raty wspomnianego kredytu za sprawą liberalizacji polityki monetarnej przez NBP.
Gdyby pieniądze te przez ostatnie 84 miesiące kredytobiorca na bieżąco przeznaczał na nadpłatę długu, to do spłaty zostałoby mu około 135 tysięcy zamiast 164 tysięcy, które wynikały z normalnej terminowej spłaty długu. W wyniku nadpłat spadłaby też rata - do poziomu 880 złotych miesięcznie.
Banki działają wolniej niż inflacja
Niestety mniej powodów do zadowolenia mają posiadacze lokat. Widząc aktualną ofertę depozytową banków, coraz trudniej uwierzyć, że jeszcze w drugiej połowie 2012 roku – gdy stopy procentowe dopiero czekały na mającą nadejść serię obniżek – przeciętne oprocentowanie rocznej lokaty bankowej wynosiło nawet 5 proc. (w lipcu) - wynika z danych NBP. Dla porównania najnowsze dane banku centralnego sugerują, że we wrześniu br. przeciętny roczny depozyt pozwalał zarobić jedynie 1,54 proc.. Po uwzględnieniu podatku od zysków kapitałowych znaczy to, że zanosząc 10 tysięcy złotych na rok do banku można było w 2012 roku liczyć na 403 złote odsetek, a dziś mniej niż 125 złotych. Niestety tak skromne odsetki nie chronią oszczędności przed utratą siły nabywczej w związku z rosnącymi cenami dóbr i usług.
W sumie osoba, która siedem lat temu założyła pierwszą roczną lokatę, a później co roku ją odnawiała mogłaby zarobić w tym czasie około 13,9 proc. po opodatkowaniu. Jak na wynik siedmioletniej inwestycji nie jest to zbyt dużo.
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments