W kierunku linii trendu
Rentowność naszych dziesięciolatek spadła do 6,6 proc. w czwartek i z tej wysokości 9 proc. osiągnięte przed miesiącem może wyglądać tylko na zły sen, który minął i już nie wróci. Jest na to pewna szansa w średnim terminie.
Na większym obrazku rentowność naszych obligacji dziesięcioletnich wzrosła z 1,1 proc. do 9 proc. w rekordowym czasie siedmiu kwartałów, co był uderzeniem o bezprecedensowej sile. Szansa, na trwałe umocnienie obligacji, która się pojawia (i nie ma nic wspólnego z działaniami rządu lub RPP), powinna być rozpatrywana jako korekta tego trendu, który nadal jest trendem dominującym i fundamentalnie uzasadnionym. Niemniej, tylko katastrofa mogłaby popchnąć teraz rentowność jeszcze wyraźnie wyżej. Zresztą i obecny poziom uznalibyśmy za katastrofalny na przykład rok temu. Właściwszym byłoby napisać, że do wydarzenia doszło, a rynek odreagowuje wcześniejszą wyprzedaż. I na razie tylko tyle. Być może pojawią się później argumenty za kontynuacją wzrostów, ale musiałoby ich być wyjątkowo dużo o wielkiej sile.
Pytanie, czy cztery tygodnie wzrostów cen obligacji wyczerpało potencjał odbicia, czy też może ono trwać nadal? Na odpowiedź jest o kilka dni za wcześnie. Dostarczy jej przebieg notowań na rynku amerykańskim, gdzie po ostatniej korekcie rentowność dziesięciolatek powraca w kierunku linii trendu wzrostowego, lecz zaledwie tego przyspieszonego, widocznego od marca br. W rzeczywistości w Stanach wyprzedaż obligacji rozpoczęła się najwcześniej, bo już w wakacje 2020 r. i z półrocznym opóźnieniem dotarła do Europy, choć prawdziwe przyspieszenie obserwowaliśmy dopiero w 2022 r. Dlatego łatwo ulec złudzeniu, że to 2022 r. przyniósł zasadniczą zmianę, choć tak naprawdę było to tylko przyspieszenie wcześniejszych procesów. Tak czy inaczej – rentowność może spokojnie obniżyć się o dalszych 40 punktów (50 punktów już spadła) do linii przyspieszonego trendu i o 90 punktów do linii głównego trendu. Miejsca na mocny ruch, który nie zmieni generalnego obrazu jest więc sporo. Pretekstem mogą być miesięczne dane z rynku pracy lub dane o inflacji za listopad.
Oczywiście umocnienie amerykańskich obligacji pomogłoby papierom dłużnym na całym świecie, w tym także i naszym. Przy czym dla nas ważniejszy jest los niemieckich bundów, których rentowność osiągnęła w czwartek poziom najniższy od sześciu tygodni i w piątek odskoczyła od nich ja po dotknięciu rozgrzanej blachy – inwestorów, którzy wykorzystują wzrost cen do pozbycia się obligacji jest w Europie wielu. Lecz i w tym wypadku zejście o 60 punktów nie zmieniłoby obrazu rynku, choć zapewne napędziłoby zwyżki na rynkach akcji czy surowców.
Otoczenie jest mimo wszystko korzystne dla plasowania emisji i dlatego publiczna oferta Develii ma szansę powodzenia. Warto zwrócić uwagę na oferowaną marżę ustaloną na 4,1 pkt powyżej WIBOR, choć zeszłej jesieni wrocławski deweloper zaoferował 2,7 pkt inwestorom instytucjonalnym i gładko pozyskał 160 mln zł. Jednak w listopadowej ofercie marżę do 4 pkt proc. podniósł Kruk (z 3,3 pkt proc. w sierpniu) i pozostali emitenci nie mogli pozostać na ten ruch obojętni. Dostrzegł go także Best, którego przedstawiciele wspominali o wzroście marży Kruka na swojej konferencji wynikowej. Awizowano na niej publiczną emisję, która mogłaby mieć miejsce jeszcze w tym roku, choć zapewne sporo zależy od tego, na ile emisja Kruka zakończy się powodzeniem.
Emil Szweda, Obligacje.pl