Wielka gra o budżet Unii
Komisja Europejska przedstawi w środę 2 maja projekt siedmioletniego budżetu Unii Europejskiej po 2020 r. Polska dostanie mniej pieniędzy. Ale o ile mniej? – analizuje Aleksandra Rybińska
Bogaci przeciwko biednym, płatnicy netto przeciwko odbiorcom dotacji. Po nieformalnym szczycie w lutym w Brukseli linia frontu przed walką o kształt siedmioletniego budżetu Unii Europejskiej na lata 2021-2027 wydaje się jasno zarysowana. O kompromis trudno, bo Unia liczy 27 członków, których interesy są często sprzeczne. A wspólny budżet musi zostać przyjęty jednogłośnie. Jego projekt Komisja Europejska ma przedstawić 2 maja.
Już teraz wiadomo jednak, że w związku z brexitem i koniecznością nakładów na nowe priorytety UE, jak np. ochrona granic, transformacja cyfrowa, integracja uchodźców czy współpraca militarna (w grudniu ub.r. kraje UE, z wyjątkiem trzech, zawarły umowę o wzmocnionej współpracy obronnej – PESCO), będzie w nim brakowało 12–13 mld euro rocznie. Co najmniej połowę tej luki będzie trzeba wypełnić, dokonując oszczędności lub zmieniając strukturę dochodów UE.
Zgubna warunkowość
Stąd pomysł okrojenia Polityki Spójności oraz Wspólnej Polityki Rolnej, których głównymi beneficjentami są kraje Europy Środkowej i Wschodniej, bądź powiązania wypłaty funduszy strukturalnych z praworządnością lub gotowością danego kraju do przyjmowania uchodźców. Unia Europejska wydaje rocznie jedną trzecią swojego budżetu (50 mld euro) na wsparcie dla biedniejszych państw i regionów.
Wprowadzenie warunkowości tej pomocy to kusząca perspektywa dla płatników netto, takich jak Włochy, które nie mogą wyjść z gospodarczej stagnacji, czy Holandii, która od lat domaga się Unii bardziej oszczędnej. Jak to miałoby wyglądać technicznie jednak nikt nie wie. Komisarz UE ds. sprawiedliwości Vera Jourova od stycznia pracuje nad sposobem uzależnienia wszystkich środków UE od funkcjonowania skutecznego wymiaru sprawiedliwości i praworządności w krajach członkowskich. Efektów jej starań jak na razie jednak nie widać. Jednocześnie mnożą się głosy mówiące, że byłoby to rozwiązaniem nad wyraz niesprawiedliwym i szkodliwym dla samych płatników netto. Tym bardziej, iż taki mechanizm musiałby być przejrzysty, proporcjonalny i prawnie niepodważalny.
Środki z Polityki Spójności trafiają bowiem bezpośrednio do miast i regionów. „Nie można karać ludności za błędy rządów” – podkreśliła w rozmowie z niemieckim tygodnikiem „Der Spiegel” komisarz UE. ds. polityki regionalnej Corina Cretu.
Ponadto odebranie Polsce czy Węgrom dotacji mogłoby odbić się na gospodarkach bogatszych państw, a szczególnie Niemiec. Jak wyliczył „Spiegel” aż jedna czwarta wzrostu gospodarczego unijnych płatników netto w latach 2007–2013 wynikała bezpośrednio z Polityki Spójności, m.in. poprzez zwiększony eksport do krajów beneficjentów netto. „Z każdego euro, który płynie z Berlina do Brukseli, ok. 70 eurocentów wraca do niemieckiego przemysłu” – powiedział z rozbrajającą szczerością komisarz UE ds. budżetu Günther Oettinger w styczniu podczas konferencji w Brukseli. Monachijski instytut ds. badań nad gospodarką (Ifo) wyliczył zaś, że dzięki rynkowi wewnętrznemu dochody niemieckiej gospodarki wzrosły od 2014 r. o 120 mld euro.
(...)
Jedno jest pewne: walka o przyszły unijny budżet będzie wyjątkowo zacięta i będzie trwała długo. Prawdopodobnie aż do końca 2020 r. KE zależy, by wieloletni budżet został przyjęty jeszcze w tej kadencji PE (wybory do unijnego zgromadzenia odbędą się prawdopodobnie pod koniec maja 2019 r.), ale jest to mało prawdopodobne. Dlaczego KE tak bardzo na tym zależy? Bo wszyscy spodziewają się, że w wyborach do PE ugrupowania eurosceptyczne zyskają wyraźnie na sile. To utrudniłoby uchwalenie nowych ram finansowych, które europarlament musi zażegnać. (…)
Szybkie porozumienie na szczeblu politycznym w sprawie nowego budżetu UE będzie miało – zdaniem KE – także zasadnicze znaczenie dla wykazania, że Unia jest gotowa do realizacji pozytywnego programu politycznego wytyczonego w Bratysławie i w Rzymie.
„Nie możemy dopuścić do tego, by powtórzyła się niefortunna sytuacja, do której doszło w 2013 r. w wyniku przyjęcia obecnego budżetu UE ze znacznym opóźnieniem. Opóźnienie takie oznaczałoby bowiem, że ponad 100 tysięcy projektów finansowanych przez UE w kluczowych obszarach, nie mogłoby rozpocząć się na czas” – podkreślił komisarz UE Guenter Oettinger. UE i państwa członkowskie takie, jak Niemcy, Francja czy Holandia będą musiały racjonalnie rozważyć czy opłaca im się rozpętać spór wokół praworządności z okazji negocjacji budżetowych, co może je znacznie opóźnić, czy nie należy forsować nadmiernie tej kwestii. Jaką drogę wybiorą, dowiemy się po 2 maja.
Aleksandra Rybińska jest publicystką tygodnika „Sieci” i komentatorką polityczną telewizji internetowej wPolsce.pl