Wystrzałowy handel bronią
Od zarania dziejów obrót i handel narzędziami służącymi do czynienia krzywdy bliźnim przynosił potężne zyski. W XXI w. niewiele się zmieniło w tej materii. Tylko pieniądze są o wiele większe, zaś broń – zdecydowanie bardziej zaawansowana
Dymiąca broń zimnej wojny
AK-47, czy inaczej karabinek automatyczny Kałasznikowa, to najbardziej rozpowszechniony model broni palnej na świecie. Trudno nawet oszacować, ile egzemplarzy tej broni wyprodukowano, gdyż prosta konstrukcja „kałacha” pozwala w miarę sprawnemu rzemieślnikowi na stworzenie niezbędnych elementów, choćby i w garażu. Krążą też „pirackie” wersje tej broni produkowane bez stosownych licencji i rozpowszechnione na świecie. Od czasu zimnej wojny nie ma konfliktu zbrojnego, w którym któraś ze stron nie stosowałaby jakiejś wersji „kałacha”.
Wbrew stereotypowi, powszechność wcale nie wynika wyłącznie z cech użytkowych i parametrów bojowych kałasznikowa. Owszem, jest wytrzymałym i prostym w obsłudze karabinem, jednak belgijski FN FAL jest równie niezawodny, ma za to o wiele lepsze cechy na polu walki. Dlaczego więc nie stał się tak powszechny jak sowiecka konstrukcja? Otóż popularność kałasznikowa wzięła się ze świata wielkiej polityki – jest efektem ideologicznej ofensywy ZSRR w latach zimnej wojny 1949-1986. Proces ekspansji komunizmu w państwach tzw. Trzeciego Świata wymagał uzbrajania „czerwonych” bojówek, więc Kreml słał całe kontenery kałasznikowów wraz z amunicją w ramach „internacjonalistycznej, bratniej pomocy”. Nie bezpłatnie, ale broń szła po „promocyjnych” cenach. Ba, w niektórych afrykańskich krajach, w ramach „eksportu rewolucji” kałasznikowy rozdawano za darmo! Podzielony świat Zachodu w owym okresie nie był w stanie dotrzymać kroku ofensywnym działaniom ZSRR, co więcej – wolnorynkowe państwa demokratyczne, wierząc w potęgę handlu, za swoją broń domagały się konkretnych kwot. Tylko Stany Zjednoczone dozbrajały „swoje” reżimy, przedkładając zyski polityczne ponad finansowe.
Był to więc okres handlu, kiedy główną walutą był w istocie nie pieniądz, tylko mierzony w długiej perspektywie zysk polityczny. To zmieniło się dopiero wraz z „pierestrojką”, rozbrojeniowymi porozumieniami Gorbaczowa i Reagana, a potem upadkiem ZSRR.
Handlarz śmiercią
Wiktor But urodził się w 1967 r. w ZSRR, w okolicach Duszanbe. Był żołnierzem sowieckich sił specjalnych. Rosjanina wielokrotnie oskarżano o handel bronią na globalną skalę. Został aresztowany w 2012 r. W USA skazano go na 25 lat więzienia i 15 mln dol. grzywny. Wiktor But miał handlować w każdym zakątku świata każdym rodzajem broni, od kontenerów z karabinami i amunicją dla afrykańskich watażków, po transporty czołgów i rakiet dla państw Azji. Według amerykańskich dziennikarzy śledczych But miał oferować nawet głowicę nuklearną, która „zagubiła się” Rosjanom po upadku Związku Radzieckiego, jednak ponoć nie znalazł na nią nabywcy… Na podstawie życiorysu Buta nakręcono znany film z Nicholasem Cage'em w roli głównej („Pan życia i śmierci”). Najbardziej wiarygodną pracą na temat Wiktora Buta pozostaje książka Stephena Brauna i Douglasa Faraha pod tytułem „Handlarz śmiercią”. But odbywa karę w więzieniu w Nowym Jorku.
Gdynia, spokojny, marcowy dzień 2016 r. Dwóch mężczyzn arabskiego pochodzenia wchodzi do sklepu z bronią, prowadzonego przez weterana jednostek specjalnych i czynnego żołnierza zawodowego Wojska Polskiego. Goście pokazali znaczną kwotę gotówki i złożyli ofertę: chcieli kupić pistolety i karabiny. Kiedy sprzedawca zapytał o zezwolenie niezbędne do nabycia broni w naszym kraju, przybysze po prostu podbili stawkę. Sprzedawca odmówił. Mężczyźni opuścili sklep. Właściciele sklepu z bronią powiadomili o wydarzeniu policję. Kilka godzin później w jednym z gdyńskich centrów handlowych obaj przybysze zostali aresztowani przez grupę specjalną policji. Mężczyźni okazali się notowanymi już za przestępstwa kryminalne obywatelami Holandii.
Czy byli terrorystami, planującymi zamach w naszym kraju? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która przejęła sprawę, nie wypowiada się na temat motywów działania obu mężczyzn. Pewne jest jednak to, iż nie znali oni naszego prawa. W Polsce uzyskać pozwolenie na broń jest niezwykle trudno, ale nie rozwinął się u nas nielegalny obrót bronią, jest on marginalny.
Europejskie szlaki przemytu
Według danych Organised Crime Portfolio z ubiegłego roku, choć Polska znajduje się na trasie przemytu broni, odnotowane próby przemytu są sporadyczne. Europejskim „supermarketem” nielegalnego handlu bronią od lat 90. XX w. jest Kosowo. Wtedy to albańska enklawa stała się swoistym „hubem” masowego przerzutu broni do ogarniętego wojną regionu krajów byłej Jugosławii, broni – dodajmy – pochodzącej z magazynów opuszczonych przez Armię Czerwoną. Do dziś to syndykaty przestępcze z Albanii mają swoje udziały w procederze nielegalnego handlu i przerzutu broni do innych krajów Europy.
Według Organised Crime Portfolio w Unii Europejskiej nielegalny handel bronią i narkotykami stanowić może nawet 1 proc. PKB. Jednak Unia Europejska wydaje się w porównaniu do innych części świata istną ostoją praworządności; nielegalny obrót bronią stanowi bowiem jedynie od 2 do 5 proc. całkowitego obrotu (według danych SIPRI). Co więcej, po zamachach w Paryżu odnotowano wyraźny wzrost legalnej sprzedaży broni, a także liczby wniosków o zezwolenia na jej posiadanie (największy wzrost zanotowano w Niemczech). Wśród krajów UE prym wiodą Francja i Niemcy. Pouczający jest zwłaszcza przykład Niemiec, które od lat skutecznie obchodzą restrykcje dotyczące handlu bronią. Choć Berlin respektuje porozumienia dotyczące zakazu handlu z państwami tzw. globalnej „czarnej listy” (znajdują się na niej liczne państwa afrykańskie, ale też na przykład Korea Północna), to jednak niemieckie koncerny zbrojeniowe sprzedają broń przez pośredników.
Polska jako eksporter broni wśród członków UE nie jest tak silna jak Niemcy, Francja czy Wielką Brytanią. Jednak jesteśmy liczącym się graczem. Wysyłamy wyroby naszej branży zbrojeniowej do Ameryki Północnej, Azji Południowo-Wschodniej, Unii Europejskiej, Afryki Północnej, Azji Południowej. Choć w mediach najgłośniej jest o kontraktach na sprzedaż transporterów czy czołgów, to mamy wyrobioną markę jako producent broni palnej. Wkrótce przybędzie nam kolejny atut, a to za sprawą zaprojektowanego i produkowanego w Fabryce Broni w Radomiu i ciągle rozwijanego tzw. modułowego systemu broni strzeleckiej, MSBS, którym mocno zainteresowali się m.in. nawet wybredni Amerykanie na targach Shot Show w Las Vegas.
Globalni kowboje
Wśród globalnych handlarzy, prócz tuzów ze Starego Kontynentu, czołówkę stanowią wielkie mocarstwa: USA, Rosja i Chiny. To właśnie te państwa eksportują najwięcej sprzętu i czerpią z obrotu nim największe zyski.
Warte uwagi rzeczy dzieją się jednak w dalszej części peletonu producentów broni. Do gry od kilku lat bowiem wchodzą nowi gracze.
Ameryka Południowa była przez dekady obszarem importu i ogromną strefą nielegalnego obrotu bronią. Ale teraz na światowym rynku dobrą markę wyrobiła sobie broń palna produkowana chociażby w Brazylii – dobrze zaprojektowana i niezawodna. Z kolei w Azji od kilku lat cenionym producentem broni palnej jest Turcja. Ten kraj, dysponujący drugą co do siły armią w NATO, jest obecnie w czołówce producentów najbardziej innowacyjnego sprzętu. Tureccy wojskowi i konstruktorzy bardzo uważnie śledzili i analizowani kampanie militarne US Army w Afganistanie i Iraku. Na ich zamówienie tureckie fabryki wypuściły kompleksowe nowoczesne systemy bojowe. Z czasem nawet Amerykanie musieli przyznać, iż tureccy żołnierze są przygotowani jak rzadko kto do walki w realiach współczesnych konfliktów zbrojnych na świecie.
Bliskowschodnią potęgą jest Izrael, wyjątkowo ceniony producent uzbrojenia od lat 50. XX w., kiedy o być albo nie być Izraela decydowała siła jego oręża, toteż projektanci i inżynierowe prześcigali się w tworzeniu coraz lepszych konstrukcji. Tak było chociażby przy konstrukcji słynnego pistoletu maszynowego Uzi. Generał Uziel Gal, genialny rusznikarz, stworzył bardzo wyspecjalizowany pistolet maszynowy dla operacji wojsk specjalnych. Z czasem jednak Uzi stał się dzięki prostocie obsługi i niezawodności, bronią ulicy. Niestety, poprzez czarny rynek trafił do rąk przestępców na całym świecie. W Izraelu powstał też, równie niezawodny jak słynny kałasznikow (patrz ramka), karabinek Galil. Jednak w tym przypadku, kontrola nad jego dystrybucją się sprawdziła i służy on tylko żołnierzom państwowych armii. (Co innego stworzony w USA, ale zmodyfikowany w Izraelu pistolet Desert Eagle; jego potężna moc rażenia i groźny wygląd zjednały mu nietypową klientelę – pozłacany DE stał się znakiem rozpoznawczym afrykańskich watażków czy baronów narkotykowych.) Izrael nie należy do państw sprzedających swoją broń każdemu, kto odpowiednio zapłaci. Wręcz przeciwnie – specyficzne położenie geograficzne i ciągłe zagrożenie militarne sprawia, iż Izrael ostrożnie dobiera klientów i często operacje handlowe prowadzi równolegle z politycznymi.
Polski „strzał w dziesiątkę”?
Polska coraz śmielej reklamuje karabinki systemu MSBS, jednocześnie broń ta będzie orężem Kompanii Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. To bardzo znaczące wydarzenie, bo od zarania WP sztandarowy pododdział używał broni niemieckiej lub rosyjskiej (radzieckiej). Teraz dzięki MSBS po raz pierwszy polski żołnierz będzie paradował z polskim orężem.
A przecież MSBS to nie jedyny, futurystyczny projekt polskich konstruktorów. Nasz oręż powoli odchodzi od dawnych rozwiązań, opartych jeszcze na archaicznej, radzieckiej technologii; konstruktorzy proponują rozwiązania coraz bardziej innowacyjne, które wzbudzają podziw także wśród światowych liderów. I choć daleko nam jeszcze do takich technologiczno-zbrojeniowych tytanów jak USA, Izrael czy Chiny (warto zaznaczyć, iż Pekin prowadzi obecnie bodaj najbardziej śmiałe badania nad technologią laserową i jej bojowym wykorzystaniem), to jednak rodzima myśl techniczna, pomysłowość i innowacyjność konstruktorów posuwa polskie produkty i narzędzia walki naprzód.
Czy to dobrze? Cóż, handel bronią to działalność moralnie dwuznaczna, jednak odpowiednio prowadzony i nadzorowany przyczynia się do poprawy bezpieczeństwa obywateli danego kraju, przy okazji generując wysokie zyski dla zaangażowanych zakładów, napędzając postęp technologiczny i generując miejsca pracy. Wszystko to w obecnej sytuacji międzynarodowej wydaje się ważkim argumentem za inwestowaniem w naszym kraju w rozwój śmiercionośnej branży.
AUTOR: Arkady Saulski
Zapraszamy do majowego wydania "Gazety Bankowej".