Wyżej na dłużej
Rentowność amerykańskich dziesięciolatek wróciła do lokalnych szczytów z połowy lutego i globalny rynek długu znalazł się w newralgicznym położeniu. Pokonanie szczytów mogłoby spłoszyć inwestorów, którzy w ostatnich miesiącach tak chętnie wpłacali pieniądze do funduszy dłużnych.
W dziesięć miesięcy aktywa funduszy obligacji korporacyjnych wzrosły o ponad 55 proc. (obliczenia Obligacje.pl) lub o 4,1 mld zł, z czego 2,5 mld zł przypadło na cztery ostatnie miesiące (zakończone w lutym). I tak się składa, że właśnie przez ostatnie cztery miesiące rynek długu skarbowego, szczególnie w USA, radził sobie bardzo dobrze. Ponieważ fundusze polskich obligacji korporacyjnych lokują część aktywów na rynkach zagranicznych oraz w papierach skarbowych, wydarzenia na globalnym rynku miały wpływ na osiągane stopy zwrotu, a przez to także na napływ środków do funduszy.
Właśnie z tego powodu zachowanie amerykańskich obligacji skarbowych może mieć wpływ, zarówno na stopy zwrotu funduszy dłużnych w Polsce jak i na postawę ich uczestników, która wykazuje wstępne symptomy owczego pędu. Pewne schłodzenie nastrojów byłoby dziś nawet korzystne dla rynku, a zarządzającym dałoby czas, żeby dobrze ulokować środki napływające do funduszy.
Od początku tego roku rentowności obligacji na globalnych rynkach zaczęły wprawdzie rosnąć, niezbyt jednak okazale, w porównaniu do wcześniejszych ruchów. Osłabienie rynku długu z minionego tygodnia ma wsparcie fundamentalne (8 marca wygasł program wsparcia dla amerykańskich banków, które mogły sprzedawać do Fed obligacje skarbowe po nominale), ale samo dotarcie do szczytów rentowności z połowy lutego jeszcze o niczym nie przesądza. Zamiast nowych szczytów równie dobrze możemy za chwilę obserwować ruch w przeciwnym kierunku. Gdyby tak się stało, dwumiesięczna konsolidacja zostałaby uznana za korektę średnioterminowego trendu, a to oznaczałoby duże korzyści dla posiadaczy obligacji, tak skarbowych jak i korporacyjnych. Ważna jest przy tym świadomość, że rynek długu siedzi na beczce prochu jaką jest nadmierny poziom zadłużenia budżetowego w wielu krajach. Nadmierny nie oznacza w tym wypadku niemożliwy do spłacenia, bo to jest oczywiste. Realnym problemem jest koszt obsługi długu, który utrzymuje się na wysokim poziomie (a w praktyce rośnie, w miarę jak wygasają starsze serie o niskich kuponach), zaś banki centralne upierają się, że inflacja nie została jeszcze opanowana.
Zupełnie inne zdanie na ten temat mogą mieć posiadacze polskich obligacji indeksowanych inflacją, które w kwietniu wejdą w nowy okres odsetkowy z uwzględnieniem wskaźnika inflacji za luty. 2,8 proc. powiększone o marżę da w najlepszym wypadku 3,8 proc. odsetek za najpopularniejsze czterolatki (w najgorszym 3,55 proc.). Na publikację inflacji za marzec jak na wyrok czekają właściciele majowych serii, ponieważ ekonomiści spodziewają się, że inflacja w marcu spadła do 2,5 proc., co oznaczałoby zaledwie 3,25 proc. dla posiadaczy obligacji inflacyjnych z najniższą marżą. Na szczęście dla siebie, inwestorzy mogą w dowolnym momencie umorzyć obligacje oszczędnościowe i przełożyć pieniądze do miejsc oferujących lepsze warunki. Wliczając w to także inne serie obligacji oszczędnościowych, w tym również te indeksowane inflacją. Według nowej projekcji inflacyjnej, wysokie wskaźniki inflacji wrócą już od III kwartału i jeśli ktoś kupuje takie papiery teraz, ma szansę osiągnąć dobry wynik w dwóch najbliższych latach. Jednak przede wszystkim polityka „higher for longer” sprzyja papierom o oprocentowaniu powiązanym ze stopami lub stawkami referencyjnymi (takimi jak WIBOR). I inwestorzy świetnie to rozumieją – stąd tak wysokie nadsubskrypcje w emisjach publicznych. Aktualnie trwają zapisy w czterech ofertach kierowanych do inwestorów indywidualnych. Nie ma powodów by wróżyć im inne zakończenie niż nadsubskrypcja i redukcje zapisów.
Emil Szweda, Obligacje.pl