Zysk na zdrowie
opublikowano: 17 czerwca 2016
fot: Anna Rulkiewicz, prezes LUX MED/ materiały prasowe
Myśleć ekonomicznie musimy, bo inaczej nie będzie z czego finansować dalszego leczenia. Jeśli w służbie zdrowia zabraknie nam dobrego zarządzania, to za chwilę nie będziemy mieli z czego finansować misji ratowania życia – uważa Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED, jednego z wiodących podmiotów na rynku prywatnych usług medycznych
- „Gazeta Bankowa”: Porozmawiamy o polityce?
Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED: Zdrowie musi być ponadpolityczne. Zobaczmy, co się teraz dzieje: poprzednia ekipa rządząca zapowiedziała prywatyzowanie szpitali powiatowych. W oparciu o tę deklarację inwestorzy zdążyli podjąć konkretne działania. Obecnie następuje odwrót od tej polityki o 180 stopni. Minister Radziwiłł mówi „stop prywatyzacji” i proponuje ustawę, która zakłada, że prywatny podmiot może mieć maksymalnie 49 proc. udziałów w spółce zarządzającej szpitalem. Ten, kto poczynił już pewne kroki zostaje na lodzie. Jego apetyt na dalsze inwestycje w obszarze współpracy z sektorem publicznym może być znacznie ograniczony. Nie chcę roztrząsać, która polityka rozwoju sektora medycznego była bardziej słuszna. Chcę tylko pokazać, czym skutkuje brak długofalowej i ponad politycznej strategii w segmencie ochrony zdrowia. Proszę zwrócić uwagę, że nie ma teraz nowych inwestycji!
Anna Rulkiewicz, prezes Grupy LUX MED: Zdrowie musi być ponadpolityczne. Zobaczmy, co się teraz dzieje: poprzednia ekipa rządząca zapowiedziała prywatyzowanie szpitali powiatowych. W oparciu o tę deklarację inwestorzy zdążyli podjąć konkretne działania. Obecnie następuje odwrót od tej polityki o 180 stopni. Minister Radziwiłł mówi „stop prywatyzacji” i proponuje ustawę, która zakłada, że prywatny podmiot może mieć maksymalnie 49 proc. udziałów w spółce zarządzającej szpitalem. Ten, kto poczynił już pewne kroki zostaje na lodzie. Jego apetyt na dalsze inwestycje w obszarze współpracy z sektorem publicznym może być znacznie ograniczony. Nie chcę roztrząsać, która polityka rozwoju sektora medycznego była bardziej słuszna. Chcę tylko pokazać, czym skutkuje brak długofalowej i ponad politycznej strategii w segmencie ochrony zdrowia. Proszę zwrócić uwagę, że nie ma teraz nowych inwestycji!
- Na jakim etapie znajdują się prace legislacyjne wcielające w życie nową strategię?
Powstał projekt ustawy, obecnie jest w fazie konsultacji. Zakłada on, że prywatny właściciel może mieć jedynie wspomniane 49 proc. udziałów w szpitalu. Jako inwestor nie weszłabym w taki biznes.
Powstał projekt ustawy, obecnie jest w fazie konsultacji. Zakłada on, że prywatny właściciel może mieć jedynie wspomniane 49 proc. udziałów w szpitalu. Jako inwestor nie weszłabym w taki biznes.
- Chyba żaden inwestor by się na to nie zdecydował. Z drugiej strony można zrozumieć obawy ministra Radziwiłła – dlaczego pieniądze podatnika miałyby w nieograniczony sposób napełniać kieszenie akcjonariuszy?
W naszym sektorze znacząca większość prywatnych inwestorów nie wypłaca dywidendy, ponieważ zysk jest reinwestowany. Wynika to ze specyfiki branży. To jest studnia bez dna. Cały czas trzeba rozwijać technologię, wprowadzać nowe usługi medyczne , inwestować w sprzęt, czy szkolić kadrę.
W naszym sektorze znacząca większość prywatnych inwestorów nie wypłaca dywidendy, ponieważ zysk jest reinwestowany. Wynika to ze specyfiki branży. To jest studnia bez dna. Cały czas trzeba rozwijać technologię, wprowadzać nowe usługi medyczne , inwestować w sprzęt, czy szkolić kadrę.
- Zarządzana przez Panią firma należy do znaczącej większości?
Odkąd LUX MED jest częścią Bupa nasz model działania w ogóle wyklucza dywidendę. Bupa nie ma udziałowców i wszystkie zyski reinwestuje w zdrowie.
Odkąd LUX MED jest częścią Bupa nasz model działania w ogóle wyklucza dywidendę. Bupa nie ma udziałowców i wszystkie zyski reinwestuje w zdrowie.
- To wygląda trochę jak model działania spółdzielców.
To jest dosłownie taka działalność jak spółdzielcza. Wszystko, co zarobimy na działalności medycznej wraca z powrotem na rynek. Inwestujemy w naszą działalność medyczną, czyli przede wszystkim w leczenie pacjentów, poprawę infrastruktury, programy profilaktyczne, czy w akcje CSR-owe Dla Bupa także istotna jest ekologia, zatem część zysków przeznaczamy na usprawnienia, które mniej obciążają środowisko naturalne, ale to tez dotyczy inwestycji w obszar zdrowia. Niedawno w LUX MED wymieniliśmy klasyczne oświetlenie na żarówki LED, żeby ograniczyć emisję CO2. Mnie bardzo się podoba ta działalność Bupa, dlatego też zależało mi, żebyśmy znaleźli się na ich pokładzie. Znaczna część zysków jest reinwestowana w innowacje. Bo naszym celem jest zdrowsze, dłuższe, szczęśliwsze życie – dla wszystkich.
To jest dosłownie taka działalność jak spółdzielcza. Wszystko, co zarobimy na działalności medycznej wraca z powrotem na rynek. Inwestujemy w naszą działalność medyczną, czyli przede wszystkim w leczenie pacjentów, poprawę infrastruktury, programy profilaktyczne, czy w akcje CSR-owe Dla Bupa także istotna jest ekologia, zatem część zysków przeznaczamy na usprawnienia, które mniej obciążają środowisko naturalne, ale to tez dotyczy inwestycji w obszar zdrowia. Niedawno w LUX MED wymieniliśmy klasyczne oświetlenie na żarówki LED, żeby ograniczyć emisję CO2. Mnie bardzo się podoba ta działalność Bupa, dlatego też zależało mi, żebyśmy znaleźli się na ich pokładzie. Znaczna część zysków jest reinwestowana w innowacje. Bo naszym celem jest zdrowsze, dłuższe, szczęśliwsze życie – dla wszystkich.
Wracając jednak do kwestii dywidend – na rynku naprawdę niewiele podmiotów stosuje takie praktyki. Obserwuję moich konkurentów – oni również wszystko reinwestują. W moim odczuciu problem dywidend w rzeczywistości raczej nie istnieje. Co więcej, na bazie tych obserwacji uważam, że da się połączyć prowadzenie szpitala dla wypracowania zysku i jednocześnie realizowanie misji leczenia ludzi, ratowania życia. Myśleć ekonomicznie musimy, bo inaczej nie będzie z czego finansować dalszego leczenia. Jeśli zabraknie nam dobrego zarządzania i zysków, to za chwilę w służbie zdrowia zabraknie pieniędzy.
- Wydaje się, że należy rozróżnić komercjalizację od prywatyzacji. Możemy przecież szpital skomercjalizować, czyli przekształcić go w spółkę prawa handlowego. Prywatyzacja byłaby całkowitym wyzbyciem się przez państwo możliwości kontroli.
Kontrola powinna pozostać. Jeśli nawet dywidendy miałyby być wypłacane to mogłoby to być regulowane przez państwo . Myśląc o partnerstwie publiczno-prywatnym, Ministerstwo Zdrowia powinno stworzyć sobie możliwość narzucania pewnych rozwiązań podmiotom komercyjnym. Mogłoby to dotyczyć m.in. sposobu wydatkowania części uzyskanych nadwyżek, czy doboru świadczeń wchodzących w skład usług oferowanych przez dany podmiot. Zdarza się, że firmy w sektorze prywatnym często koncentrują się na procedurach dobrze płatnych. Jednak tak się zastanawiam: skoro nie jest uregulowane, jaki wachlarz usług ma oferować dany podmiot, to czyja jest to wina, że firmy wybierają bardziej opłacalne dla siebie procedury? Podmiotów działających na rynku komercyjnym, czy tych którzy robią te wyceny? Przecież firmy prywatne nie mogą się w nieskończoność zadłużać. Błędy popełniane są po jednej i po drugiej stronie. W sektorze publicznym jest mnóstwo nieefektywności, a partnerstwo publiczno-prywatne to także doskonała platforma do wymiany doświadczeń, gdzie można uczyć się lepszego zarządzania i efektywnej działalności. Nadrzędnym celem powinno być wypracowanie systemu optymalnego dla pacjenta. Jego dobro jest najważniejsze.
- Ja bym tego nie rozpatrywał w kategoriach winy.
Tak, ale odpowiedzialnością obarcza się tylko prywatną część sektora zdrowotnego, a nie uważam, abyśmy to my stanowili problem. To nie my wyceniamy procedury, robi to AOTMiT [Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji – przyp. Red.]. Dlatego jestem zwolennikiem skoordynowanej opieki medycznej. Chodzi o to, aby każdy pacjent miał swojego lekarza koordynującego, lub zespół osób, który prowadzi jego leczenie. W ten sposób NFZ nie płaci za procedury, tylko za cały proces leczenia. Wtedy działa prosty mechanizm – jeśli płaci nam się za procedurę, wykonujemy procedurę i to ona jest celem, a jeśli płaciłoby się nam za proces leczenia pacjenta, to on stanowiłby podstawę naszego postępowania. Taki model jest najbardziej efektywny kosztowo i medycznie. Sprzyjają mu również innowacje, takie jak rozbudowane platformy telemedyczne. Dzięki konkurencji zaś, mamy co raz wyższą jakość i fundusze na inwestycje.
Brak podejścia procesowego widać w niektórych statystykach. Przykładowo chwalimy się tym, że w przypadku zawałów serca w Polsce mamy jeden z najniższych wskaźników śmiertelności. Zgłębiając jednak problem zauważymy, że średni okres życia po zawale w naszym kraju jest jednak stosunkowo krótki. Często jest tak, że pacjent po wyjściu ze szpitala nie idzie na rehabilitację, bo żaden lekarz tego nie pilnuje. W momencie, gdy poszczególne podmioty byłyby rozliczane z procesu leczenia, pacjenci otrzymywaliby kompleksową obsługę. Taki system również poprawia efektywność wykorzystania zasobów infrastruktury, jaką dysponujemy w kraju, ponieważ podmiot koordynujący może podpisać umowę zarówno z instytucjami prywatnymi, jak i publicznymi. Zwiększa się także konkurencja na rynku.
- Skoro to tak dobry system, co stoi na przeszkodzie, żeby go wdrożyć?
Powinny zostać wypracowane procesy, dobrze opisane standardy, musi istnieć dobra infrastruktura IT, umożliwiająca dostęp do karty pacjenta w czasie rzeczywistym. Na dzień dzisiejszy nie ma możliwości, aby rządowi udało się zbudować taką kompleksową architekturę informatyczną w krótkim czasie.
- To my nie mamy takiego systemu?
Nie. Była konstruowana platforma P1, ale polegliśmy na tym projekcie. To właśnie to doświadczenie sprowadza do refleksji, że nie damy rady zbudować takiego systemu w całości i dlatego powinniśmy robić to etapami. Zauważam, że pewne kroki w tym kierunku są czynione. Dzisiaj mówi się, aby wprowadzić koordynację w położnictwie i kardiologii i w tych obszarach budować zalążki architektury procesowej i informatycznej. To jest dobry znak.
- Czyli w tym przypadku rynek mówi jednym głosem z ministerstwem?
Mam wątpliwości. Koordynacji nie można mylić z kompleksowością, a kiedy rozmawiam z przedstawicielami resortu zdrowia dostrzegam pewien brak zrozumienia. Mam wrażenie, że odpowiadający za legislację w sektorze medycznym chcą iść w stronę kompleksowości, a to moim zdaniem jeszcze bardziej zablokowałoby dostęp do procedur. Kompleksowość w ich rozumieniu bowiem, oznacza, że wszystko robi się pod jednym dachem. W takim systemie nie ma miejsca na inne podmioty niż molochy państwowe, co z kolei nieuchronnie będzie prowadzić do wydłużenia kolejek. Koordynacja polega tylko na przypisaniu odpowiedzialność za pacjenta odpowiedniej jednostce, która koordynuje proces jego leczenia. Przekłada się to nie tylko na większą efektywność, ale przede wszystkim na pełne zaopiekowanie się pacjentem i skuteczniejsze leczenie. Pójście w kierunku kompleksowości świadczyłoby o chęci rozbudowy sektora publicznego – kosztem pacjenta. Usługi powinny być kompleksowe, ale może być to zrealizowane w sieci, a nie tylko w ramach jednego podmiotu.
Państwo tymczasem może świetnie posługiwać się rynkiem prywatnym przy realizowaniu swoich zadań z zakresu ochrony zdrowia, należy tylko wprowadzić mechanizmy kontrolne. Na przykład, można ustalić procent zysku, który mógłby być reinwestowany w działalność statutową szpitala. Ważne jest jednak pamiętać, że inwestor, który angażuje ogromne środki, po pewnym czasie powinien mieć też prawo do zwrotu z zainwestowanych pieniędzy, aby móc wspierać kolejne swoje przedsięwzięcia w obszarze zdrowia. Co w tym złego? Moim zdaniem nie należy mówić „stop prywatyzacji”, tylko ubrać to partnerstwo publiczno-prywatne w odpowiednie ramy. Ministerstwo powinno zdawać sobie sprawę z tego, że inwestor komercyjny jest potrzebny chociażby do tego, aby pomóc w budowie, czy modernizacji infrastruktury, albo tworzyć konkurencję, bo tutaj przecież też chodzi o dostarczenie jak najlepszej jakości usługi. Może inwestować w nowe technologie. Dzisiaj w Polsce mamy mocno starą infrastrukturę i istnieją miejsca, gdzie są istotne niedobory. Z inwestorami prywatnymi można temu zaradzić. I niekoniecznie trzeba zaraz budować nowe szpitale – inwestor prywatny może te szpitale wyremontować, wyposażyć. Ale kiedy prywatyzacja zatrzyma się – kogo będzie stać na remonty w szpitalach? Państwo nie pokryje raczej leczenia, kosztów infrastruktury i jeszcze ciągle rosnących wynagrodzeń medycznych – gdzie też są wciąż duże potrzeby. Konkurencja rodzi innowację. Jak chcemy mieć dostęp do nowoczesnych osiągnięć medycyny i leczyć pacjenta bez nowych technologii? Dlaczego nasi pacjenci, pacjenci w Polsce mają mieć gorzej w tej kwestii od innych krajów?
- No, ale przecież w infrastrukturze pomagacie. Powstają nowe prywatne szpitale.
Tylko pytanie, czy strategia rządowa zakłada budowę nowych szpitali? No bo co wtedy zrobić z tymi starymi? Żaden rząd nie podejmie decyzji o zamknięciu szpitala, bo byłaby ona skrajnie niepopularna. To jest też kwestia wyżej wspomnianej przestarzałej infrastruktury. Teraz powstają mapy potrzeb, tylko muszą być one faktycznie dobrze zrobione, a także sensownie – nazwijmy to – policzone; wówczas będą mogły rzeczywiście dobrze uregulować ten rynek i mogą być bardzo przydatne.
- Z tego, co Pani mówi, to w tej konstelacji jest to informacja niepraktyczna, bo państwo zachowuje się na zasadzie psa ogrodnika: samo nie wypełni tej luki, ale innym też nie da.
Stąd wynika ta dyskusja, czy partnerstwo publiczno-prywatne ma istnieć, czy też nie.
- Teraz to już nie jest pytanie, czy może być, bo jeśli trzymać się tego, co planuje wicepremier Morawiecki to ono musi być. Przecież to jest kręgosłup całego jego planu rozwoju gospodarki.
Tak, on sam wywodzi się z rynku komercyjnego i doskonale rozumie realia ekonomiczne. Myślę, że Ministerstwo Zdrowia powinno korzystać z wiedzy ekspertów z zakresu ekonomii, żeby zrozumieć, że bez zysków nie jesteśmy w stanie się rozwijać. Też warto zauważyć pewną niekonsekwencję – minister Radziwiłł nie kwestionuje tego, że placówki Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) mogą być prywatne i generować zyski. Zastrzeżenia ma tylko w kwestii szpitali.
Jeśli odrzucamy ideę współpracy podmiotów prywatnych to musimy zdawać sobie sprawę z konsekwencji. Weźmy na przykład diagnostykę obrazową. Prywatny sektor już dziś skutecznie wspiera szpitale i samorządy, bo inwestuje w nowy sprzęt i technologie. Jest to znaczna pomoc dla samorządów czy urzędów marszałkowskich, które nie muszą ze swojego budżetu dokładać do ciężkiej diagnostyki czy innego wyposażenia. Partnerzy publiczni mogą te środki przeznaczyć na zaspokojenie innych palących potrzeb w danym regionie. Jeśli sektor komercyjny nie będzie mógł korzystać z publicznych pieniędzy, to dany szpital będzie musiał zainwestować w sprzęt, który bywa bardzo drogi. Pytanie brzmi: po co? Przecież można skorzystać z takiego partnerstwa. Może niech Ministerstwo czy NFZ przeznaczy lepiej środki na leczenie, bo tu jest ich ewidentnie brak. Środki prywatnych inwestorów mogą być wykorzystane jako dodatkowy kapitał dla stworzenia infrastruktury. Należy jednak pamiętać, że prywatni inwestorzy będą potrzebowali gwarancji i przewidywalności na rynku, że poczynione przez nich inwestycje będą miały szanse przynieść stopę zwrotu w określonych uwarunkowaniach gospodarki.
- A w jakim stanie są obecnie inwestycje sektora prywatnego w branży ochrony zdrowia?
W słabym. Rozejrzyjmy się po rynku – kto się pojawił w ostatnich latach? Konkurencja jest na podobnym poziomie. Na przestrzeni 2-3 lat są to ciągle te same firmy. W ostatnim czasie nie słyszymy o dużych transakcjach na rynku medycznym. Nie ma długofalowych, ponadpartyjnych planów rozwoju rynku, a więc brakuje też zapału wśród inwestorów.
- A w co LUX MED obecnie inwestuje?
Po przejęciu przez Bupa dokonaliśmy szeregu akwizycji. Zaczęło się od Carolina Medical Center, czyli ośrodka ortopedii i medycyny sportowej. Później przejęliśmy Tomograf, a więc spółkę diagnostyczną z Torunia. W 2014 roku kupiliśmy część diagnostyczną, czyli rezonanse i tomografy ENEL-MEDu, przychodnię w Białymstoku, przejęliśmy diagnostykę w Poznaniu i do portfolio doszedł też Scanlab z Łodzi. W 2015 kupiliśmy małą przychodnię w Piotrkowie Trybunalskim, przejęliśmy Euro Clinic – to jest diagnostyka obrazowa i opieka ambulatoryjna w Krakowie. Przejęliśmy również sieć placówek dentystycznych Eurodental. Inwestujemy też w onkologię. Kupiliśmy Magodent i sami budujemy szpital onkologiczny w Warszawie na Żoliborzu przy ulicy Elbląskiej.
- Dlaczego akurat tam?
Przeanalizowaliśmy działające na rynku szpitale oraz wstępne informacje wynikające z opracowywanej przez Ministerstwo mapy potrzeb i tam była biała plama. Tam jest zapotrzebowanie. Tą budową chcemy poprawić infrastrukturę, którą mamy w Magodencie, gdzie nie ma miejsca na działania rozwojowe. A onkologia jest dla nas niezwykle istotna. W onkologii nadal jest ograniczona dostępność do procedur, czyli tzw. problem kolejek i chcemy pomóc w jego rozwiązaniu. Onkologia to też strategiczny obszar rozwoju dla Bupa, i nie tylko sam proces leczenia ale też opieka i wsparcie po leczeniu dla pacjenta i jego rodziny.
- Dlatego, że jest dobrze wyceniana przez NFZ?
Wręcz odwrotnie. Onkologia jest bardzo trudna m.in. z powodu niskiej wyceny procedur, która pozwala praktycznie jedynie pokryć koszty. Na onkologii nie robi się więc pieniędzy, a w dodatku centra onkologiczne trudno jest połączyć z innymi specjalizacjami. Nasz rozwój w tym segmencie spowodowany jest innymi pobudkami. Mamy świetny know-how, bo Bupa, której jesteśmy częścią, jest bardzo mocna w onkologii. U nas ośmieliłabym się nazwać ten obszar działalnością misyjną i niewątpliwie jest to jeden z naszych najodważniejszych projektów.
W naszym modelu działania kładziemy nacisk na kompleksową opiekę nad pacjentem, czyli od podstawowej, poprzez specjalistyczną i diagnostyczną, na szpitalnej i długoterminowej kończąc. Mamy ośrodek opieki długoterminowej w Konstancinie, w którym niedawno uruchomiliśmy pracownię specjalizującą się w ergoterapii, czyli przywracaniu do normalnego trybu życia pacjentów po udarach. To jest jedyna w Polsce tego typu placówka i jest dostępna dla pacjentów z NFZ. Ściągnęliśmy kadrę z zagranicy, która szkoliła naszych ludzi – przecież nie było nikogo w Polsce.
- No właśnie, jak już jesteśmy przy tych kadrach…
Dramat.
- W dalszym ciągu? Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy trzy lata temu, narzekała Pani na to. Myślałem, że od tego czasu to się poprawiło.
To się tylko pogarsza.
- Co raz więcej specjalistów wyjeżdża z Polski?
Od kiedy Unia otworzyła dla nas swoje rynki pracy, sporo młodych ludzi wyjeżdża za granicę do pracy. W ujęciu globalnym bardzo się cieszę, że mają taką możliwość, natomiast jako zarządzającemu biznesem w sektorze ochrony zdrowia przysparza mi to wiele problemów. Szkopuł tkwi w rezydentach, czyli w lekarzach zakwalifikowanych do odbywania specjalizacji. Lekarze po skończeniu studiów, zanim zaczną pracować i zarabiać godziwe pieniądze, muszą odbyć około sześcioletnią specjalizację. Jako, że w Polsce stawki dla nich są o wiele niższe niż w Wielkiej Brytanii, czy Niemczech, a dzisiaj w zasadzie każdy z nich mówi po angielsku, to duża część z nich stara się o nostryfikację dyplomu i po studiach wyjeżdża. I tu jest pies pogrzebany – my łożymy na ich wykształcenie, a są to najdroższe studia, tymczasem nie mamy z tego wystarczających korzyści – ci wykształceni ludzie nie zostają w naszym kraju, a nam zaczyna brakować lekarzy. Nie ma wśród rezydentów zrozumienia tego, że my jako kraj nadal jesteśmy na dorobku. My nie jesteśmy w tym miejscu, w którym są Brytyjczycy, czy Niemcy i wynagrodzenia tak szybko rosnąć nie mogą. Teraz odbywa się w naszym środowisku szeroka dyskusja, jak rozwiązać ten problem.
- Słyszałem o pomyśle, żeby nałożyć na absolwentów obowiązek pozostania przez kilka lat po studiach w kraju.
Tak, pojawiają się takie głosy i trudno się dziwić. To jest niesprawiedliwe, że jako społeczeństwo łożymy na ich wykształcenie, a oni wyjeżdżają, bo zagranicą mogą lepiej zarabiać zwłaszcza na wczesnym etapie kariery. Każdy z nas jest w pewnym momencie na dorobku, trzeba pewne rzeczy zaakceptować, choć rozumiem tę frustrację. Jeśli absolwent wydziału lekarskiego chce więcej zarabiać w innym kraju, to niech nam odda za studia i wtedy nikt nie broni mu wyjazdu. Coś za coś – jeśli chcą korzystać z darmowej edukacji powinni podpisywać „lojalki”.
W kwestii kadr jest też kilka innych problemów. Na przykład specjalności – niektóre z nich są zupełnie na wymarciu. Weźmy medycynę pracy – średnia wieku lekarzy specjalizujących się w tej dziedzinie to 59 lat. Wynika to z tego, że jest to nieatrakcyjna ścieżka kariery. Lekarz medycyny pracy nikogo nie leczy, jest w zasadzie orzecznikiem. Chciałabym, aby zmienił się charakter profesji na bardziej doradczy, aby wykorzystać lekarzy w danym zakładzie pracy także do aktywności profilaktycznych. To wpłynie korzystnie na cały system, ponieważ skuteczna profilaktyka przynosi oszczędności oraz podniesie atrakcyjność, dzięki czemu zyskamy specjalistów w tej dziedzinie. Także należy się przyjrzeć również specjalizacjom i w tym obszarze wprowadzić usprawnienia. Inna sprawa to pielęgniarki.
- To dopiero profesja na wymarciu w naszym kraju.
Tak, problem tkwi w wynagrodzeniach. Lekarze potrafili sobie wywalczyć godziwe warunki – wywierali presję na rządzących, Pielęgniarki mają nadal relatywnie niskie pensje. Jeśli mnie pan zapyta, czy pielęgniarkom należą się podwyżki, bez wahania odpowiem: „Każdy zasługuje na godziwe wynagrodzenie”. Średnie wynagrodzenie w Polsce powinno wzrosnąć. Tylko wtedy wchodzi ekonomia – jesteśmy krajem na dorobku. Zresztą, jak popatrzymy przekrojowo na społeczeństwo to średnie pensje pozostały na niskim poziomie. Z potencjalnym wzrostem wynagrodzeń muszą sobie jeszcze poradzić pracodawcy, a to nie jest wcale takie proste.
Generalnie, płace w służbie zdrowia to duże wyzwanie, a zmiany w rządzie były efektem miedzy innymi nie odpowiedniego zaadresowania, czy wręcz rozwiązania tego tematu.
- W moim odczuciu obecna ekipa rządząca programem „Rodzina 500 plus” chce unaocznić, że nasz rynek nie był w aż tak złym położeniu, żeby nie móc sobie pozwolić na większą redystrybucję.
Polska jest cały czas postrzegana jako źródło taniej siły roboczej, a przecież kondycja naszej gospodarki jest lepsza niż innych rynków, które słyną z niskich kosztów pracy. Moim zdaniem siła robocza w naszym kraju jest niestety wciąż tańsza niż u naszych sąsiadów – w stosunku do tego, jak silnym rynkiem jesteśmy – i trzeba zrobić wszystko, aby to się zmieniło i aby średnie wynagrodzenia wzrosły. Proces dochodzenia do takiego stanu jest jednak trudny; nie możemy tu zapominać o pracodawcach, którzy nie maja dziś ekonomicznych możliwości podejmowania takich decyzji w sposób szybki, jeśli w ogóle, z uwagi na sytuację makroekonomiczą oraz dużą niepewność i nieprzewidywalność . W tych wszystkich zmianach należy tez zwrócić uwagę na bardzo ważny aspekt systemu, jakim jest medycyna pracy. To troska o zdrowie i efektywność zatrudnionych – o ich bezpieczeństwo i komfort, czyli niezbędne standardy w nowoczesnej gospodarce.
Rozmawiali: Wojciech Surmacz, redaktor naczelny "Gazety Bankowej" oraz Maria Szurowska